niedziela, 1 listopada 2015

Epilog

- Powiem ci, że poszło ci nadzwyczajnie dobrze- powiedziała Caroline, kiedy wieczorem wróciła do domu.- Przez cały dzień w pracy, zamartwiałam się, czy dasz sobie ze wszystkim radę, a ty ogarnąłeś nawet obiad i naszych przedszkolaków- uśmiechnęła się, dając mi całusa w policzek.
- Trochę wiary kochanie, trochę wiary- cudownie było zostać docenionym.- Powiem ci szczerze, że nie było łatwo, a nawet bywały momenty, że miałem ochotę zadzwonić po pomoc, ale się nie poddałem.
- Rozmawiałam z Elijah'ą- przyznała.- Wiem, że był u ciebie i ci pomagał, ale nie martw się nie będzie żadnego wywodu o tym, że nie poradziłeś sobie sam- uśmiechnęła się, żeby złagodzić brzmienie swoich słów.- Nie spodziewałam się, że wszystko pójdzie ci jak po maśle, w końcu miałeś pod opieką dwójkę niemowlaków, a do tego wszystkiego jeszcze przedszkolaków, więc jak dla nie spisałeś się wspaniale.
- Mój brat jest niezłym konfidentem. Jednak skoro z nim rozmawiałaś, pewnie powiedział ci również o Jasonie?- zaprzeczyła.- Elijah, powiedział, że Jaya coś trapi, a kiedy go o to pytasz, nie chce powiedzieć o co chodzi, więc razem z Elijah'ą wymyśliliśmy- spojrzała na mnie sugestywnie.- No dobrze, ja to wymyśliłem, że może ty, może Tobie coś mówił?
- Przez ostatnie kilka tygodni nie rozmawiałam z Jasonem o niczym innym, prócz ciebie. Nic nie wiem, ale postaram się czegoś dowiedzieć- uśmiechnęła się.- Doskonale wiem, że o to chciałeś zapytać, czy nie mogłabym go wypytać, prawda?- jak dobrze ona mnie zna.
- Właśnie. Jeżeli oczywiście nie masz ochoty, ani czasu tego robić, nie musisz. Wymyślę coś innego, żeby mu pomóc. Może słyszałaś coś od Katie? W końcu byli kiedyś razem, nie mówiła ci, czy czasami nie zaczęli się znów spotykać?
- Temat Jasona nie jest poruszany w towarzystwie Katie, nie mam pojęcia dlaczego. Vanessa, mówi że oni nadal od czasu do czasu ze sobą sypiają, jednak czy to prawda to nie jestem do końca pewna. Dowiem się wszystkiego co mogę, w końcu nie chce, żeby Jason miał jakieś problemy, pomógł mi odzyskać ciebie, muszę się jakoś odwdzięczyć.
- Mówiłem ci, już dzisiaj, że ożeniłem się z najwspanialszą kobietą na świecie?
- Nie, dzisiaj jeszcze nie- pocałowałem ją.

***

Tydzień później:

W następny poniedziałek miałam dzień wolny od pracy w szpitalu. Co prawda miałam w planach odwiedziny w fundacji razem z bliźniakami, ale moja mama porwała swoje wnuki, więc ja postanowiłam udać się do biura Jasona w naszym mieście. Trudno było znaleźć ten biurowiec, a jeszcze trudniej przekonać jego asystentkę, żeby wpuściła mnie na piętro, na którym znajdował się jego gabinet. Na pięknie wypolerowanej tabliczce na drzwiach widniał napis Jason Milton. Zapukałam, a kiedy nikt nie odpowiedział, zapukałam jeszcze mocniej. W środku panowała cisza, więc nacisnęłam na klamkę o dziwo drzwi nie były zamknięte, zajrzałam do środka.
- Jason? Jason, jesteś tutaj?- nie otrzymałam, żadnej odpowiedzi więc delikatnie weszłam. Wiedziałam, że nie powinnam tego robić, wchodzić w cudzą prywatność, ale w końcu Jason jest naszym przyjacielem, więc nie miałam wyrzutów sumienia.
W pomieszczeniu panował dziwny półmrok, okna były zasłonięte, a jedynym źródłem światła była lampa paląca się na biurku, podeszłam do niego. Nie mogłam opanować ciekawości, żeby nie zajrzeć co trzyma w swoim biurze, otworzyłam pierwszą szufladę biurka. Nie znalazłam w niej nic ciekawego, tylko idealnie uporządkowane dokumenty spraw, które prowadził w tym również sprawy Klausa.  Same nudy, więc zaczęłam przeszukiwać kolejne szuflady. W każdej panował tak sterylny porządek, że miałam wrażenie, że jak tylko Jason tutaj zajrzy, od razu zauważy, iż ktoś tutaj grzebał, jednak teraz nie było już odwrotu. Dopiero w ostatniej szufladzie zauważyłam coś osobistego, o mały włos nie zaczęłam się śmiać, kiedy napotkałam szufladę z krawatami, jak to mówią na każdą okazję. Zaczęłam je sobie spokojnie przeglądać, kiedy natrafiłam na jakąś teczkę. Znów nie mogąc się powstrzymać zajrzałam do środka, prawie dostałam zawału, kiedy zobaczyłam plik zdjęć. Zdjęć, na których był Jason z...z Rebeką, pierwszą żoną Niklausa. Na każdym zdjęciu uśmiechali się do siebie, całowali, przytulali i wyglądali jak para zakochanych. Nie mogłam w to uwierzyć. Jason, najlepszy przyjaciel mojego męża, miał romans z jego pierwszą żoną. Zaczęłam przeszukiwać, pozostałe papiery, wydruki maili i esemesów, pełnych wyznań miłości i zapewnień Rebeki, że odejdzie od Klausa, kiedy tylko znajdzie dogodny moment.Najgorsze jednak wcale nie były przesłodzone wiadomości, a plik kolejnych zdjęć, najwyraźniej od kogoś innego. Były to również zdjęcia Jasona z Rebeką, ale najwyraźniej ktoś robił je z ukrycia i podpisywał je ewidentnie grożąc Jasonowi.
- Caroline, co ty tutaj robisz?- usłyszałam głos Jasona, poderwałam się z miejsca, a teczka którą trzymałam na kolanach upadła na podłogę.- Przeszukujesz moje biurko, dlaczego?
- Jason, ja tylko...Ja tylko chciałam z tobą porozmawiać- wydukałam.- Wszyscy się o ciebie martwią, więc pomyślałam, że przyda ci się rozmowa z przyjaciółką. Nie, nie stój! Zaraz to wszystko wytłumaczę!- wrzasnęłam, kiedy zaczął się do mnie zbliżać.- Ja nie chciałam przeszukiwać twojego biurka, ale nie mogłam powstrzymać ciekawości, dlatego zajrzałam. Co to wszystko ma znaczyć? Miałeś romans z Rebeką? Co mają oznaczać te groźby?- nagle mnie olśniło.- To ty zabiłeś Leilę!
- Caroline, może najpierw usiądź i proszę cie mów ciszej- sam usiadł na sofie.- Pytaj o co chcesz- wyglądał jak człowiek, któremu już na niczym nie zależy.
- Zacznij od początku- powiedziałam.- Rebekah, Leila, co to wszystko ma znaczyć?
- Nie będę zaprzeczał, że miałem romans z żoną Niklausa, nie mam już powodów, żeby to robić. Kochałem ją, kochałem jak jakiś uczniak, omotała mnie nie wiedziałem nawet jak się z tego wyplątać. Starałem się, naprawdę w końcu byłem wtedy z Katie, ale ona za każdym razem znajdowała sposób, żebym niczego nie zmieniał. Jednak w pewnym momencie dowiedziałem się, że ma romans z Marcelem, paradoksalnie powiedział mi o tym Klaus, mój przyjaciel, który ufał mi, a ja go zdradziłem. Wiedziałem już, że to koniec, powiedziałem o tym Rebece, a ona w zemście powiedziała o wszystkim Katie i zniszczyła moje życie- nagle przerwał, wyglądał jakby coś go bolało.- Rebekah, powiedziała mi również, że jest ze mną w ciąży, ale nie zdążyłem sprawdzić czy to moje dziecko, ponieważ kilka dni później wydarzył się ten wypadek, a ona zginęła.
- Co, co oznaczają te groźby?- zapytałam, byłam wstrząśnięta.- Czy, czy z tym wypadkiem coś wspólnego miała Leila? Ktoś ewidentnie groził ci, że ją skrzywdzi.
- Zawsze wiedziałem, że jesteś bardzo inteligentną kobietą- powiedział.- Udało mi się ustalić, że to ona podpisywała te zdjęcia jak również, że przecięła przewody hamulcowe w samochodzie, którym jechali tamtego dnia Marcel i Rebekah.
- Zabiłeś Leilę?- miałam wrażenie, że oglądam tą scenę jakby z boku, jakby jakaś inna Caroline Forbes, rozmawiała teraz z wziętym adwokatem Jasonem Miltonem, którego podejrzewała o zabójstwo.
- Opowiem ci wszystko- przez chwilę milczał, a kiedy zaczął mówić włosy zjeżyły mi się na karku.

To były urodziny waszej córeczki, a ta kobieta śmiała się na nich pojawić. Obserwowałem jak kłóci się z Klausem, a później odchodzi. Poszedłem za nią.
- Nie powinnaś w ogóle tutaj przychodzić- powiedziałem, a ona się do mnie odwróciła.- Muszę przyznać, że masz tupet. Zamierzasz zrujnować życie Caroline?
- Jason, jak na kogoś kto sypiał z żoną przyjaciela, jesteś bardzo łatwy w osądach innych- odpowiedziała.- Powiedz mi, bo mnie to bardzo ciekawi, jak możesz patrzeć Klausowi w oczy, po tym co mu zrobiłeś, nie dość, że romansowałeś z Rebeką, to do tego wszystkiego jeszcze zrobiłeś jej dziecko.
- Jak możesz mieć czelność, w ogóle wypowiadać te słowa! To nie ja ją zabiłem, nie ja chciałem zabić własnego męża.
- Męża? Marcela, nazywasz mężem? Mąż i małżeństwo z natury wiąże się z miłością i wiernością, a ten sukinsyn bzykał wszystko co się tylko rusza i na drzewo przed nim nie ucieka! A ona? Ona nie była lepsza, zasłużyła na to co dostała! Nie dość, że doprawiała rogi Klausowi, to jeszcze musiała złapać w sidła mojego męża, ona kolekcjonowała mężczyzn, tak dla sporu! Nie zawracała sobie głowy uczuciami osób postronnych, liczyła się tylko ona i jej zabawa!
- Więc postanowiłaś pozbyć się jej i swoich problemów.
- Tak i wiesz co, nie żałuję! Zabrała mi Niklausa, Marcela i całe moje życie, więc ja postanowiłam odebrać jej własne!- wrzeszczała.- Co, co tak patrzysz? Co teraz zrobisz? Pobiegniesz do Klausa i wszystko mu powiesz? Myślę, że jednak nie, nie zaryzykujesz przyjaźni z nim- uśmiechnęła się.- Ale żeby tego uniknąć, najlepiej się ciebie pozbyć- w tym momencie rzuciła się na mnie z metalowym prętem w ręku, przez zaskoczenie i w skutek wypitego alkoholu, powaliła mnie na ziemie. Szarpaliśmy się przez chwilę nad przepaścią, kiedy nagle zobaczyłem, że ona osuwa się w dół. Próbowałem ją złapać, ale było za późno. Ona spadła, a ja spanikowałem, doprowadziłem się do porządku i uciekłem z tego miejsca, najszybciej jak mogłem.

- To był wypadek- powiedziałam.- Jednak jak mogłeś pozwolić, żeby o to wszystko oskarżono Klausa?! To mogło zrujnować całe nasze życie!
- Wiem, za co bardzo cie przepraszam- powiedział tylko.- Zrobiłem wszystko co mogłem, żeby go wyciągnąć i zobacz udało się.
- Nie wiem, jak mogłeś do tego dopuścić- wstałam z miejsca i zaczęłam iść do drzwi.
- Zamierzasz teraz, pójść na policję i powiedzieć wszystko Klausowi?- zapytał.- Nie będę miał ci tego za złe, już mi nie zależy na tym, żeby to ukryć.
- Jeszcze zobaczymy- wyszłam z jego gabinetu.

Rok później:

- Nie mogę w to uwierzyć- powiedziałam, patrząc na Klausa i nasze bliźnięta.- Nie mogę uwierzyć, że minął już rok, od kiedy te dwa maluchy są z nami- uśmiechnęłam się.
- To był bardzo wymagający rok- powiedział Klaus.- Ale jeden z najwspanialszych w moim życiu- uśmiechnął się w taki sposób, że o mały włos nogi się pode mną nie ugięły.- Mam nadzieję, że kolejne będą równie udane.
- O na pewno- roześmiałam się.- Już sobie wyobrażam, jak będziesz odganiał przyszłych adoratorów naszych córek.
- Bardzo śmieszne- udawał obrażonego.- Zobaczymy jeszcze kto, będzie bardziej zazdrosny, czy ja czy raczej ty o dziewczyny naszych synów- tym razem on się roześmiał.- Właśnie gdzie są teraz Cassie i Oskar?
- Jak to gdzie? No wiesz, co to za pytanie, szykują wszystko na urodziny swojego małego rodzeństwa, wspólnie z Elijah'ą i Vanessą- odpowiedziałam.- Tak jak to mówi Cassie, ona musi wszystko nadzorować, żeby nie było żadnych błędów- uśmiechnęłam się.
- Ciekaw jestem od kogo się tego nauczyła- spojrzał na mnie jednoznacznie.- Może należy już zacząć współczuć jej przyszłym przeciwnikom.
- Chcesz powiedzieć, że moim należy współczuć?- zapytałam naburmuszona.
- Oczywiście, spójrz tylko na mnie. Na początku byłem twoim wrogiem i spójrz jak skończyłem, jestem twoim mężem- uśmiechnął się i pocałował mnie.- Wyglądasz pięknie- poczułam się mile połechtana, tym komplementem.
- Właśnie, bierz się za siebie- powiedziałam.- Przecież musisz wyglądać odpowiednio, kiedy przyjadą wszyscy goście.
- Kochanie, przecież moja rodzina widziała mnie już w najróżniejszych strojach- powiedział.- Jason i Katie również, a właśnie kto by pomyślał, że ta dwójka jeszcze do siebie wróci.
- Kochają się to do siebie wrócili- skwitowałam.- Dla mnie większym zaskoczeniem jest związek Elijah'y i Vanessy- uśmiechnęłam się.- Chodź tutaj mały dżentelmenie- chwyciłam Joela.- Idziemy przywitać twoich gości- powiedziałam, słysząc dzwonek do drzwi.
Cudownie było patrzeć, jak wszyscy świetnie się bawią. Każdy aspekt przyjęcia był dopięty na ostatni guzik. Byłam niewyobrażalnie szczęśliwa widząc wszystkich tak roześmianych. Postanowiłam nie zmieniać naszego życia i nie wprowadzać w nie kolejnej tragedii. Zostawiłam to co powiedział mi Jason, tylko dla siebie, oczywiście jedyną osobą, która jeszcze cokolwiek wiedziała była Katie, ale ona również nie znała do końca całej prawdy, poza tym przez ostatnie miesiące byli z Jasonem tacy szczęśliwi, że gdybym powiedziała wszystko co wiem, nie zniszczyłabym życia tylko jemu, ale również i jej. Nie miałam na to dość twardego serca. Poza tym, zarówno Rebekah, jak i Leila już nie żyły i to czy wydałabym mojego przyjaciela policji czy nie, nie przywróciłabym im życia, a tylko przysporzyło bólu żywym.
- Wszystko wyszło wspaniale- powiedział Klaus, obejmując mnie w pasie.- Wiesz, że dopiero teraz czuje, że nasze życie obrało spokojny kurs, ku przyszłości. Wszystko zostało wyjaśnione i nareszcie jesteśmy wszyscy razem, szczęśliwi- wyraz jego oczu wyrażał bezgraniczną, bezwarunkową miłość. Zdecydowanie tak, to co miało się wyjaśnić zostało wyjaśnione, tajemnice zostały pogrzebane i wszystko było dobrze, wtuliłam się w niego, ciesząc się spokojem naszej rodziny.

KONIEC
____________________________________________
Witam was bardzo serdecznie, wiem że mnie tutaj długo nie było, ale chciałam napisać ten epilog, ponieważ to moje opowiadanie i to ja powinnam je zakończyć, trochę mi smutno, że nie wszyscy z nim wytrwali, ale rozumiem każdy ma swoje życie. Dziękuję wszystkim, którzy czytali, komentowali i za wszystkie dobre słowa z waszej strony. Zaskoczyłam was, takim zakończeniem? Sama jestem zdziwiona, bo przeważnie moje opowiadania kończyły się całkiem dobrze, a tutaj mamy takie słodko-gorzkie zakończenie, w końcu Caroline, okłamała Klausa nawet jeśli dla jego dobra. Wszystko wyszło mi tak jak chciałam i jestem z siebie dumna.
Teraz ta gorsza część, początkowo myślałam, że wrócę tutaj w przyszłym roku, jednak po bardzo długich przemyśleniach postanowiłam wrzucić pióro całkowicie do szuflady i zawiesić swoją działalność w blog sferze. Postanowiłam, że nie będę pisała już nic nowego, ani nawet starego, tylko się z wami żegnam. Nie wiem dokładnie co się stało, może po prostu już z tego wyrosłam? Nie potrafię wam tego wytłumaczyć.

Wasza Laura...

piątek, 30 października 2015

Rozdział dwudziesty drugi

Tydzień później:

Cały ostatni tydzień przesiedziałam jak na szpilkach. Czekałam tylko na jakieś nowe wiadomości od Jasona. Mimo, że Klaus miał już spotkanie z sędzią i prokuratorem nikt nie raczył mnie o niczym poinformować. Zarówno telefon Jasona jak i Elijah'y milczał już od paru godzin. Bardzo się denerwowałam. Zadzwonił dzwonek do drzwi, a ja praktycznie podbiegłam w ich kierunku, na tyle na ile, pozwalał mi mój duży brzuch.
- Jason, nareszcie jesteś!- wrzasnęłam.- Gdzie jest Elijah? Dlaczego obydwaj nie odbieracie telefonu? Co z Niklausem? No mów coś wreszcie!
- Caroline, może na początek usiądź- praktycznie poradził mnie na kanapie.- Nie mam dla ciebie zbyt dobrych wiadomości. Na dzień dzisiejszy Niklaus nadal pozostaje w areszcie. Uwierz mi, robiłem wszystko co mogłem, żeby go wyciągnąć.
- Nie tylko nie to- łzy same zaczęły mi płynąć po policzkach.- Klaus, musi wyjść z więzienia, przecież ja niedługo rodzę, chce żeby był przy mnie.
- Caroline, proszę uspokój się.
- Mówiłem Ci przecież, że to bardzo zły pomysł. Moja żona jest w ciąży, jeszcze z tego wszystkiego straci nasze dzieci- do salonu wszedł Klaus.- Przepraszam, kochanie to był beznadziejny plan- podeszłam do niego i zaczęłam okładać pięściami.
- To był najgorszy żart, jaki mi wykręciłeś, słyszysz?!-czułam jednocześnie lekką złość, jak i niebywałą ulgę.- Kocham Cie, ty draniu.
- To może ja was zostawię- Jason, dyskretnie wycofał się do drzwi.

Następnego dnia:

- Powiesz mi wreszcie, o co chodziło w tej sprawie?- zapytałam, pozwalając sobie na dłuższe leżenie w łóżku następnego dnia. Strasznie bolało mnie w krzyżu, a Klaus był na tyle dobroduszny, że zajął się naszą dwójką urwisów.
- Marcela, zastrzelił Jorge Rodrigez, jeden z jego ochroniarzy. Nie zostały mi dokładnie przedstawione jego motywy, ale z tego co zdążyłem się zorientować, chodziło o jakieś porachunki, jeszcze z przeszłości, chyba chodziło o żonę tego ochroniarza. To takie w stylu Marcela, nie zrozum mnie źle, nie zasłużył na śmierć, ale muszę przyznać, że sam się o to prosił. Potrafię, zrozumieć, że facet w końcu nie wytrzymał.
- Myślisz, że to ten sam człowiek zabił Leilę?
- Nie mam pojęcia. Ale mam nadzieję, że ta sprawa również się wyjaśni. Caroline, co się stało?- uśmiechnął się.- Czyżbyś się zmoczyła?
- Niklaus, wody mi odeszły! Ale to za wcześnie, jeszcze dwa miesiące! Dzwoń po karetkę!
Po tych słowach nastąpiło prawdziwe piekło, po osiemnastu godzinach potu, wrzasku i krwi, przywitaliśmy na świecie parę bliźniąt. Bardzo żywotnego Joela oraz malutką i spokojną Michelle. Wszystkie te wydarzenia stały się niczym w porównaniu ze spojrzeniem Niklausa, kiedy po raz pierwszy wziął na rękę nasze maleństwa.
- Są wspaniali- powiedział, wycierając z policzków łzy wzruszenia.- Dziękuje Ci, to najwspanialszy prezent jaki mogłaś mi teraz dać.
- Jednak czy wszystko z nimi w porządku?- zapytałam.- W końcu urodziły się prawie dwa miesiące za wcześnie. Panie doktorze, niech pan będzie szczery.
- Rzeczywiście to dość ryzykowne. Chłopczyk jest o wiele silniejszy od dziewczynki, jednak to było do przewidzenia, że jedno z dzieci będzie większe. To, że urodziły się wcześniej również jest typowe, w przypadku ciąży bliźniaczej. Nie mamy powodów do niepokoju, wszystkie badania wskazują, że obydwoje mają się bardzo dobrze.
- To wspaniale- uśmiechnęłam się.- Ile będziemy musieli zostać w szpitalu?
- Panią będziemy mogli wypuścić już za trzy dni, jeżeli oczywiście nie wystąpią żadne komplikacje, natomiast bliźnięta zostaną na obserwacji jeszcze około dwóch no myślę, że może nawet trzech tygodni- odpowiedział.- To normalna procedura w przypadku wcześniaków, proszę się nie nie niepokoić.
- Dziękujemy bardzo- powiedział Klaus.
- Proszę się cieszyć, moje gratulacje- uśmiechnął się.- Ma pan bardzo dzielną żonę i wspaniałą dwójkę dzieciaczków.

Dwa tygodnie później:

- Tak bardzo na to czekałam- powiedziałam do Klausa, kiedy przywieźliśmy nasze maleństwa do domu.- Oskar i Cassie nie mogą się doczekać spotkania ze swoim nowym rodzeństwem.
- Cassie, cały czas o nich mówi- powiedział Klaus, wyciągając nosidełka z samochodu.- Niewiarygodne, jak te maluchy urosły przez dwa tygodnie. Czy w tym szpitalu dawali im coś na wzrost?- uśmiechnęłam się, widząc Klausa z dwoma małymi, pyzatymi kuleczkami.
- Witamy w domu- powiedział Elijah, otwierając nam drzwi.- Daj pomogę Ci bracie- wziął od Klausa nosidełko z Joelem.- Mama, Kol, Finn i dzieciaki czekają w salonie. To będzie prawdziwy cud, jeżeli mama nie wydeptała już drogi do Chin- uśmiechnął się.
- Co ty mówisz- ofuknęła go Esther.- Pokażcie mi no, te małe dwa cudeńka- nachyliła się nad Michelle i Joelem.- Boże jaka ta dwójka jest wspaniała, Caroline cudownie się spisałaś, a zapomniałabym twoi rodzice są już w drodze.
- Cudownie, moja mama nie wypuści naszych dzieci z rąk- znałam ją, aż za dobrze.- Nacieszcie się nimi dopóki jeszcze możecie- uśmiechnęłam się.
- Może wypijemy po lampce szampana?- zapytał Kol.- Żeby wasze maluchy dobrze rosły, albo nie, może trochę koniaku, na wzmocnienie.
- Kol, ja niestety nie mogę, w końcu karmię- powiedziałam.
- Mamusiu- usłyszałam nagle głos Cassie.- Mozes pokazac nam blaciska i siostzycke?- poczułam, że ktoś szarpię mnie za żakiet.- Mamusiu, plose- spojrzałam w dół, okazało się, że to Cassie stała na własnych nogach.
- Córeczko, ty chodzisz!- krzyknął Klaus, chwytając ją w objęcia.- To kolejna cudowna wiadomość w ciągu kilku dni- zaczął ją łaskotać, a mała, aż krztusiła się ze śmiechu.
- Wreszcie wszystko wraca do normalności- powiedziałam, zerkając na Oskara.- Chodź synku, poznasz swoje rodzeństwo- mały rozchmurzył się i podbiegł do nosidełek.
- Masz racje kochanie, nareszcie możemy zacząć cieszyć się swoją rodziną- powiedział Klaus, przytulając mnie.
Rzeczywiście kilka godzin później, patrząc na całą moją rodzinę, miałam wrażenie, że wszystko jest już dobrze.

Kilka dni później:

- Caroline, co ty tutaj robisz? Myślałem, że nie wrócisz do pracy przez najbliższy rok- powiedział mój szef William, kiedy kilka dni później pojawiłam się w pracy.
- Wiesz co, mam już serdecznie dość tego bezczynnego siedzenia w domu. Poza tym, teraz kiedy Klaus jest już wolny i może zająć się bliźniakami, ja postanowiłam wrócić do pracy i cieszyć się faktem przywrócenia mi prawa do wykonywania zawodu- uśmiechnęłam się.- Nie potrafię również zapomnieć o biednej pani Jenkins, miałam przeprowadzić jej operacje, tak więc wracam, koniec z lenistwem.
- Jednak, jeżeli zmieniłabyś zdanie, powiedź tylko słowo, a będziesz mogła spokojnie wrócić do swoich maluchów- powiedział.- Skoro już zdecydowałaś się wrócić, idź do tej twojej pacjentki, cały czas o ciebie dopytuje.
Kiedy weszłam do pokoju, pani Jenkins była bardzo pochłonięta wymianą zdań z koleżanką z pokoju obok.
- Pani doktor, Caroline prawda, że Donald Trump nie  może wygrać najbliższych wyborów prezydenckich?- no tak, jej zamiłowanie do polityki.- Przecież to byłaby katastrofa, nasz kraj zacząłby się cofać.
- Pani Jenkins, nie powinna się pani denerwować, ze względu na chore serce- spojrzała na mnie wyczekująco.- No dobrze, jeżeli chodzi o nasz kraj myślę, że nie jesteśmy na tyle głupi, żeby źle wybrać głowę państwa- uśmiechnęłam się, kończąc tą dyskusję. Musiałam sprawdzić czy jej stan pozwala na przeprowadzenie operacji w ciągu najbliższych dwóch, trzech dni, a później mogłam w spokoju zadzwonić do Klausa i upewnić się, czy w domu wszystko w porządku.

***

W tym samym czasie:

- Braciszku powiem ci, że jak widać radzisz sobie wspaniale- powiedział Elijah, hamując chichot.- Przepraszam- odchrząknął i spoważniał.
- Nie musisz mnie jeszcze dobijać. Doskonale wiem jak to wygląda- w domu panował totalny chaos. Nie potrafiłem sobie poradzić z natłokiem obowiązków. W salonie wszędzie walały się maskotki, kocyki, grzechotki, a w kuchni...Kuchnię wolałbym skwitować milczeniem.
- Pomogę Ci- powiedział Elijah.- Inaczej Caroline, nie wyjdzie z domu przez najbliższe dziesięć lat. Dobrze, już dobrze nie będę okrutny. Nie słyszysz, dzwoni twoja komórka- praktycznie rzuciłem się do telefonu.
- Cześć kochanie, tak wszystko jest w jak najlepszym porządku- jak na złość Joel w tym momencie wydał z siebie potworny wrzask.- Nie, nie to nic takiego. Caroline, to mały chłopiec, któremu może się coś nie podobać. Radzę sobie, nie martw się niczym tylko spokojnie skup się na pracy. Do zobaczenia, kocham cie- rozłączyłem się.- Musiałeś mnie wydać?- zapytałem, patrząc w nadal zapłakane oczy Joela.- Taki z Ciebie kumpel, tak?
- Ja się nad Tobą zlituje i zabiorę do pracy- Elijah, podwinął rękawy koszuli i zaczął ścierać z blatów w kuchni rozlane mleko, rozsypaną kaszkę i coś co wyglądało na jedzenie nie dla dzieciaków, a dla mnie.- Lepiej zainwestuj w opiekunkę, bo jak tak dalej pójdzie wasz dom stoczy się jak jakaś melina.
- Mowy nie ma! Caroline, będzie się na mnie wyżywać przez lata, jeżeli poddam się bez walki. Poza tym chce, żeby moje dzieci mnie znały, a nie tylko widywały wieczorami przed snem.
- Jak chcesz, tylko nie mów mi później, że cie nie ostrzegałem.

Dwie godziny później:

- Jutro zapewne będzie już łatwiej- zauważył Elijah.- Początki zawsze bywają trudne, tylko proszę zajmij się wszystkim po kolei.
- Będę brał pod uwagę twoje dobre rady- powiedziałem.- Dziękuje ci za to, że mi pomogłeś, naprawdę to doceniam, nawet nie wiesz jak bardzo.
- Po to masz rodzinę, właściwie, aż dziw bierze, że Liz Forbes jeszcze tutaj nie ma. Ale skoro już rodzinny kryzys mamy za sobą, przyszedłem żeby dowiedzieć się jak się czujesz? Po tym całym szaleństwie nie mieliśmy jeszcze czasu spokojnie porozmawiać.
- Co ja mam ci powiedzieć? Zapomniałem zupełnie o moim pobycie w areszcie, w końcu nie co dzień zostaje się ojcem bliźniąt. Wszystko zostało przyćmione, przez te dwa małe brzdące i to, że Cassie ponownie zaczęła chodzić.
- Nie powiesz mi, że to wszystko spłynęło po tobie jak po kaczce- zauważył.- Mnie możesz wszystko powiedzieć, nie musisz udawać twardziela, nie jestem Caroline.
- Co czuje, a co twoim zdaniem powinienem czuć? Zostałem wplątany w dwie zbrodnie, z którymi nie miałem nic wspólnego. To był najgorszy okres w moim życiu, ale przetrwałem, przetrwaliśmy to wszyscy razem. Gdyby nie ty i Jason, nie wiem jakbym sobie z tym wszystkim poradził.
- Skoro już o tym mówisz, ostatnio Jason zachowuje się bardzo dziwnie, jest poddenerwowany i nie chce powiedzieć o co chodzi.
- Dolewałem mu ostatnio oliwy do ognia, ale zapytam Caroline, może ona będzie wiedziała czy coś się stało i jak mu pomóc. W końcu są dobrymi przyjaciółmi, możliwe że coś jej powiedział, a nawet jeśli nie Caroline, ma cudowną zdolność do wyciągania z ludzi ważnych informacji.
- To jest już jakaś myśl, jednak czy Jason nie będzie miał nam za złe, że wtrącamy się w jego życie?-
zapytał retorycznie.- W końcu zawsze może chodzić o problemy z jakąś kobietą, to dość osobista sprawa.
- Przecież nie chcemy nic złego, tylko pewności, że u niego wszystko w porządku- powiedziałem.- Równie dobrze, może chodzić o Katie, w końcu z tego co słyszałem już od Caroline byli kiedyś razem. Wiesz, może teraz kiedy znów mieli ze sobą tyle do czynienia coś ponownie zaiskrzyło i dlatego Jason nie wie co ma z nią zrobić i się miota.
- Jednak nie jestem pewny czy wysyłanie na przeszpiegi Caroline, to najlepszy pomysł- ja byłem jednak pewny, że to jedyna opcja jaką mamy.
- Porozmawiam z nią i wspólnie coś wymyślimy.
_____________________________________________
W sumie jestem zadowolona, że jeszcze jeden rozdział i koniec:)

niedziela, 18 października 2015

Rozdział dwudziesty pierwszy

Następnego dnia :

- Niklaus, coś ty zrobił?- na progu mojego domu stał Elijah w towarzystwie Jasona.- Policja niebawem ponownie zapuka do twoich drzwi, czy ty oszalałeś!- nie rozumiałem o co mu chodzi.- Obiecałeś, że nie wpakujesz się w żadne kłopoty!
- Elijah, uspokój się- wtrącił się Jason.- Niklaus, wczoraj Marcel Gerard, został postrzelony w swoim domu. Jego stan jest ciężki, nie wiadomo czy będzie żył. Jeden z jego ochroniarzy, wskazał ciebie jako potencjalnego sprawcę. Wszystko na skutek waszej niedawnej sprzeczki. Rozmawiałem z Elijah'ą i on powiedział, że zamierzałeś na własną rękę wymierzyć sprawiedliwości.
- Co takiego?- zapytałem, byłem w szoku.- Uważacie, że ja kazałem go zabić?- jak oni mogli sugerować coś podobnego.- Elijah, nie zrobiłem tego! Nie mógłbym! Sam mi to odradziłeś! Przysięgam!
- W takim razie, gdzie byłeś wczoraj, w tym czasie, kiedy ja byłem u Caroline? Odpowiadaj!
- Dobrze powiem wam. To nic złego, taka głupota. Chciałem wyprawić przyjęcie powitalne dla Caroline i dzieci. Byłem umówiony z organizatorką przyjęć. Mogę wam dać numer, sprawdźcie.
- Oczywiście, że sprawdzimy- powiedział Jason. W tej chwili zadzwonił dzwonek do drzwi. Na progu stali ci sami dwaj policjanci, co w sprawie Leili.
- No panie Mikaelson, doigrał się pan- powiedział jeden z nich.- Jest Pan zatrzymany w związku z podejrzeniem dokonania zabójstwa Marcela Gerarda. Może pan zachować milczenie, wszystko co pan powie, może zostać użyte przeciwko panu. Przysługuje panu, również prawo do adwokata. Zrozumiał pan?- założyli mi kajdanki.
- Zabójstwo?- to jakieś szaleństwo.- Tak zrozumiałem. To mój adwokat- pokazałem na Jasona.- Elijah, zajmij się moją rodziną, proszę- zostałem wyprowadzony do radiowozu.

***

- W domu Marcela, znaleziono odciski palców Niklausa. Pod jego paznokciami znaleziono również jego naskórek. Zeznania ochroniarza, także go obciążają, jednak nie wydaje mi się żeby go formalnie oskarżono, ponieważ ta organizatorka przyjęć potwierdziła, że widziała się z nim wczorajszego dnia, w czasie, w którym zginął Marcel. Poza tym na broni znalezionej przez ofierze, nie było odcisków palców nikogo poza Marcelem.
- Jason, w takim razie, kiedy Klausa wypuszczą?  Co ja właściwie mam teraz powiedzieć Caroline? Jak wytłumaczyć, dlaczego Klaus nie odwiedził dzisiaj ani jej ani dzieci? Dzwoniła do mnie dwadzieścia razy, a ja co chwile, wymyśliłem jakieś bajki, obiecując, że jutro ja ją odwiedzę.
- Niestety Elijah, nie potrafię Ci dokładnie powiedzieć, kiedy Niklaus wyjdzie na wolność. Jesteś adwokatem i wiesz jak to wygląda. Najpierw muszą wszystko wnikliwie sprawdzić, a później stwierdzą, czy Nik może wyjść.
- Boże i co ja mam teraz zrobić? Ciąża Caroline i tak jest już zagrożona, więc nie mogę tak po prostu pójść tam i powiedzieć "Hej Caroline, wiesz Klaus nie przyjdzie, siedzi w więzieniu, tym razem podejrzany o zabójstwo Marcela Gerarda."- Jason, przecież ona, zaraz będę chciała wyjść ze szpitala i się z nim zobaczyć. Z tego wszystkiego, może jeszcze stracić dzieci.
- Gdzie jest ten opanowany Elijah Mikaelson, którego znałem?
- Aktualnie wyjechał na wakacje- powiedziałem sarkastycznie.- Jay, przyznaj sytuacja jest dość problematyczna.
- Spokojnie, obaj coś wymyślimy. Owszem, trzeba jakoś usprawiedliwić nieobecności Niklausa, ale przecież z każdej sytuacji jest jakieś wyjście. Poza tym, nie zapominaj, że rodzice Caroline, przyjeżdżają dzisiaj.
- Jeszcze to, kompletnie zapomniałem. W takim razie nie mamy co wymyślać jakiś bajek- spojrzał na mnie pytająco.- Przed Liz Forbes, nie da się niczego ukryć.
- Faktycznie nie pomyślałem o tym. W takim razie, może to ja pójdę zobaczyć się jutro z Caroline, a dzisiaj poprosimy jej rodziców, żeby ukryli fakt, że Klaus siedzi w więzieniu.
- Jak wolisz- powiedziałem.- Ja dzisiaj zajmuję się jej rodzicami i wszystko im wytłumaczę, a ty jutro przekażesz wszystko Caroline, błagam miej jakieś lepsze wieści.

***

Następnego dnia:

- Jason, co ty tutaj robisz?-zapytałam, kiedy zamiast Elijah'y do mojego pokoju wszedł Jason.- O nie, nie mów mi, że stało się coś złego. Kiedy pojawiasz się w szpitalu, to znaczy, że stało się coś złego, mów natomiast.
- Caroline, może na powiesz mi jak się czujesz?- zapytał z uśmiechem. Wiedziałam, że próbuje uśpić moją czujność.
- Bardzo dobrze, teraz mów- ucięłam tylko.
- Caroline, tylko spokojnie. Mamy mały problem. Mianowicie, dwa dni temu, Marcel Gerard został postrzelony w swoim domu i wiesz teraz wszystko wskazuje na to, że to Niklaus jest za to odpowiedzialny. Wszystko przez ich kłótnie, narobił sobie przez nią kłopotów.
- Co takiego?- zapytałam.- Marcel, Klaus on, gdzie jest Klaus? Jakie ma kłopoty?
- Jest podejrzany o tą zbrodnie. Caroline, pamiętaj o dzieciach, nie denerwuj się. Obiecuję, że wszystkim się zajmuje i Klaus niedługo wyjdzie. Posłuchaj nie ma takich dowodów, które by go obciążały, więc kiedy umocni się jego alibi, zaraz wyjdzie.
- Muszę się z nim koniecznie zobaczyć- zerwałam się z łóżka.- Jason, no co ty tutaj jeszcze robisz, musisz go wyciągnąć!
- Spokojnie, połóż się- zatrzymał mnie, kiedy już zaczynałam się ubierać.- Dzisiaj i tak nie będziesz mogła się z nim zobaczyć, nie patrz tak, do tego potrzeba zgody prokuratora. Poza tym Caroline, przecież lekarz nie wypuści cie ze szpitala.
- Nic mnie to nie obchodzi! Jeżeli będzie trzeba, stoczę wojnę nawet z samym diabłem! Jason, proszę cię- poczułam łzy pod powiekami.
- Wszystko będzie dobrze- przytulił mnie.

***

- Jay, mamy problem- powiedziałem, kiedy spotkaliśmy się dwie godziny później w kawiarni.- Prokuratura znalazła w domu Marcela nowe dowody. Klaus nas okłamał, wszystko wskazuje na to, że był on w jego domu, mniej więcej w czasie kiedy popełniono to przestępstwo. Prokuratura wystąpiła o trzy miesiące aresztu.
- Szlak by to trafił! Muszę natychmiast się z nim zobaczyć.
- Wystąpiłem w twoim imieniu o widzenie. Zobaczymy na kiedy zostanie wyznaczony termin. Najprawdopodobniej w ciągu dwóch najbliższych dni. Powiedz lepiej jak zareagowała Caroline, na te wszystkie rewelacje?
- Jak to Caroline, natychmiast chciała się z nim zobaczyć. Martwię się co teraz zrobimy. Klaus będzie siedział te trzy miesiące, jeżeli sąd uzna wniosek. Przecież ktoś będzie musiał pomóc w opiece nad dziećmi.
- Rozmawiałem z rodzicami Caroline. Oczywiście Liz, od razu powiedziała, że we wszystkim nam pomoże. Musimy opracować jakąś linię obrony dla Klausa, w końcu musimy go wyciągnąć za wszelką cenę.

***

- Jason, ja tego nie zrobiłem- powiedziałem, wchodząc do pokoju widzeń.- Nie mogę tutaj siedzieć, o co w tym wszystkim chodzi?
- Niklaus, siadaj- wskazał na krzesło.- Musimy bardzo poważnie porozmawiać. Lepiej ty powiedz wszystko co wiesz, Klaus to ważne, żebyś był uczciwy do końca. Jeżeli mam cie bronić, powiedz co robiłeś tamtego dnia?
- Jason, ja tego nie zrobiłem! Wiem jak to teraz wygląda, ale mówię prawdę. Dobrze, powiem wszystko. Tamtego dnia rzeczywiście widziałem się z tą organizatorką przyjęć, ale wcześniej pojechałem do Marcela. Przyznaję, byłem wściekły i miałem ochotę porządnie mu dokopać i zrobiłem to. Pokłóciliśmy się, zaczęliśmy się szarpać, ale później znów rozdzielił nas jeden z jego ochroniarzy. Pogroził mi nawet bronią, więc postanowiłem odpuścić, nie chciałem się narażać.
- Dlaczego nie przyznałeś się od razu?- wyglądał na nieźle wkurzonego.
- Spanikowałem, kiedy przyszliście do mnie z Elijah'ą, nie wiedziałem co powiedzieć, w końcu dzień wcześniej, przyznałem się bratu, że chce się skontaktować z przestępcami, a on zagroził, że pójdzie na policję, jeżeli Marcelowi spadnie chociaż włos z głowy. Wystraszyłem się, że mi nie uwierzycie.
- Narobiłeś bigosu, miejmy nadzieję, że sędzia nie przychyli się do wniosku prokuratora.
- Koniec widzenia.
- Jason, gdyby jednak mnie zamknęli, pomóż Caroline- zawołałem za nim.
- Nie zostanie sama, nie martw się.

***

- Prokurator w życiu mu nie odpuści- powiedziałem.- Sprawę prowadzi Johannsonn, więc musimy się liczyć z tym, że Nik jednak będzie siedział te trzy miesiące.
- Nie możemy pozwolić, żeby do sądu wpłynął formalny akt oskarżenia- zauważył Jason.-Musimy zacząć szukać dowodów jego niewinności. Elijah, wiesz co moim zdaniem należy zacząć od ochroniarzy w domu Marcela. Wydaje mi się to dziwnie podejrzane, że Niklaus mówi o kolejnej awanturze, a oni nawet o tym nie wspominają, a wręcz próbują przekonać wszystkich, że to linia obrony Niklausa.
- Johannsonn, nigdy nie dopuści mnie do sprawy brata- zauważyłem.- Nie pytaj o co chodzi, stare sprawy z przeszłości- zadzwonił telefon Jasona. Przez chwilę rozmawiał.
- To już oficjalnie Niklaus, będzie siedział w więzieniu przez najbliższe trzy miesiące- powiedział tylko.

***

Trzy miesiące później:

To były najgorsze tygodnie mojego życia. Nie tylko przez coraz bardziej zaawansowaną ciążę i nawet nie z powodu niepełnosprawności Cassie. Chodziło raczej o to, że mój mąż siedzi w więzieniu za zbrodnie, której nie popełnił. Momentami miałam wrażenie, że za chwilę stracę rozum. Oczywiście Elijah i Jason robili wszystko, żeby Klaus mógł odpowiadać z wolnej stopy, jednak wszystkie ich starania spełzły na niczym, ponieważ ani sąd ani prokurator nie chcieli na to pozwolić, powołując się na to, iż Klaus mógłby wpływać na śledztwo.
- Caroline, wszystko w porządku?- zapytała Elena.- Potwornie zbladłaś. Usiądź, ja dokończę. Tak poza tym uważam, że powinnaś zatrudnić kogoś do pomocy. Nie możesz zapominać, że spodziewasz się dwójki dzieci. Zdecydowanie za bardzo się przemęczasz.
- Eleno, powiedz mi co miałaby robić, gdybym nie miała żadnych zajęć?- zapytałam.- Zwariowałabym, myśląc tylko o tym co się dzieje z Klausem.
- Masz rację, bardzo mi przykro. Właśnie jak tam sprawy Niklausa?  Elijah i Jason coś wskórali?
- Nadal nic, śledztwo ciągle jest w toku, chłopaki nic nie mówią, ale ja doskonale wiem, że oni boją się, że prokurator wniesie wreszcie akt oskarżenia i Klaus stanie przed sądem. Ja jednak boję się, że wszystko co mówią o nim w mediach okaże się prawdą i pójdzie siedzieć do końca życia.
- Przestań nawet tak mówić- powiedziała.- Zobaczysz Klaus niedługo wróci do domu i we wszystkim ci pomoże. Nie mówmy już o tym, nie możesz się w końcu denerwować. Jak tam stan Cassie?
- Nawet sobie nie wyobrażasz, jakie robi cudowne postępy- uśmiechnęłam się.- Rehabilitant powiedział, że jeżeli dalej będzie jej tak dobrze szło, najpóźniej za dwa miesiące stanie o własnych nogach. To takie pocieszające, że z radości czasami mam ochotę płakać.
- Caroline, możemy porozmawiać?- naszą rozmowę przetrwało wejście Elijah'y.
- Oczywiście, Eleno mogłabyś nas zostawić?- zapytałam. Dziewczyna wyszła do pokoju dziecięcego.
- Jak się czujesz? Wiesz, że gdybyś tylko czegoś potrzebowała, możesz na mnie liczyć, prawda?
- Jesteś cudowny, wiesz? - uśmiechnęłam się.- Teraz skoro te konwenanse mamy już za sobą, mów w jakiej sprawie przyjechałeś. Załatwiłeś mi wreszcie to widzenie z Klausem? Minęły już cztery tygodnie, odkąd widzieliśmy się ostatni raz.
- W czwartek macie załatwiona wizytę małżeńską, wiesz takie intymne spotkanie na kilka godzin. Będziecie mogli w spokoju porozmawiać i pobyć tylko we dwoje.
- Bardzo się z tego cieszę, strasznie się za nim stęskniłam- poczułam ulgę wiedząc, że w końcu go zobaczę.- O której mam się stawić w areszcie?
- Najpóźniej o dziesiątej rano, inaczej mogą cie nie wpuścić.
- Dziękuję Ci za wszystko co dla nas robisz- powiedziałam wzruszona.- Gdyby nie ty, chyba bym zwariowała.
- Jesteście moją rodziną i mogę poświęcić dla was wszystko. Teraz idę do mojej bratanicy i bratanka, a właśnie zapomniałem zapytać, wiesz już kto zamieszkuje w twoim brzuszku?
- Jeszcze nie, ale jeżeli o mnie chodzi, mam wrażenie, że to będą dziewczynki, pochłaniam całe kilogramy ptysiów- uśmiechnęłam się.
- Cudownie, w naszej rodzinie jest zdecydowanie za dużo kłopotliwych mężczyzn.
- Masz rację, zdecydowanie ich za wiele.

***

Kilka dni później:

- Caroline, kochanie nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłem- powiedziałem, kiedy tylko stanęła na progu pokoju.- Mów jak się czujesz, wszystko w porządku? Jak się mają Oskar i Cassie? Radzisz sobie ze wszystkim? Elijah, obiecał że będzie Ci pomagał.
- Klaus, spokojnie. Jak widzisz wszystko dobrze. Dzieci cały czas o ciebie pytają, a mi kończą się pomysły na tłumaczenie im dlaczego nie ma cie w domu, ale jakoś sobie radzimy. Cassie, robi duże postępy dzięki rehabilitacji. To chyba wszystko jeżeli chodzi o nas. Teraz ty mów co u ciebie? Nie wyglądasz najlepiej, a ani Jason ani tym bardziej Elijah nie kwapią się, żeby mi cokolwiek powiedzieć.
- Kochanie, nie chciałem, żeby zbytnio cie denerwowali- powiedziałem.- Jednak teraz mam dla ciebie dobre wiadomości. W przyszłym tygodniu mam spotkanie z sędzią i prokuratorem, na którym zapadnie decyzja czy stanę przed sądem czy nie, a z tego co mówi Jason wynika, że jednak nie postawią mi żadnych zarzutów. Johannsonn, podobno ma jakieś dowody, nie powiedział jakie, ale wydaje się, że mnie nie obciążają.
- Wreszcie jakieś optymistyczne wiadomości. Miejmy nadzieję, że wszystko wyjaśni się na twoją korzyść i będziesz mógł wrócić do domu- uśmiechnęła się, a moje serce o mały włos nie
eksplodowało.
- Cudownie jest widzieć jak się uśmiechasz- pocałowałem ją. Jeszcze cudowniej było znów trzymać ją w ramionach.

________________________________
Jest rozdział, mam nadzieję, że wam się podoba. Wiecie, że z tego co zauważyłam zostały jeszcze góra trzy rozdziały i będzie koniec. Bardzo się z tego cieszę, ponieważ zajmuję się innym blogiem, jeszcze nie wiem, którym ale się zastanowię. KOMENTUJCIE...

sobota, 3 października 2015

Rozdział dwudziesty

Tydzień później:

- Córeczko, zobaczysz wszystko będzie dobrze, jak tylko będziemy mogli, zaczniemy rehabilitację i ponownie zaczniesz chodzić.
- Mamusiu, ja nie maltwie się o sobie- powiedziała.- Czy Oskal juz się obudził? Chcialabym, zeby do mnie pzysedl, albo zeby pan doktol pozwolił mi go zobacyc.
- Oskar, niedługo się obudzi i będziecie mogli się zobaczyć- powiedziałam, podnosząc jej poduszki.- Nie musisz się tym martwić, na co masz teraz ochotę?- zapytałam chcąc odciągnąć jej myśli od Oskara.
- Kiedy bede mogla wlócić do domu?- zapytała. Chcialabym pobawić się moimi lalami.
- Tata obiecał, że przywiezie dzisiaj twoją Kristy- powiedziałam.- Pan doktor, powiedział że w przyszłym tygodniu będziesz mogła wrócić z nami do domu.
- Jak się dzisiaj mają moje dwie kobiety?- do sali wszedł Klaus.- Momencik miałem coś dla młodszej- zaczął mozolnie przeszukiwać torbę.- Jest tutaj pewna lalka, która bardzo chciała spotkać się z naszą małą księżniczką- twarz Cassie, aż promieniała, kiedy zobaczyła swoją ulubioną zabawkę.- Caroline, możemy porozmawiać na zewnątrz?- upewniłam się, że z małą wszystko w porządku i wyszłam za Klausem.
- Nie wyglądasz za dobrze, coś się stało?
- Nie, nic złego. Spotkałem lekarza, powiadomił mnie, że dzisiaj będą wybudzać Oskara. Powiedział, że wszystkie rokowania wskazują, iż nie doznał żadnych uszkodzeń mózgu, więc możemy być spokojni.
- To chyba dobra wiadomość, co? Dlaczego w takim razie wyglądasz, jakby stało się coś strasznego?
- Kochanie, to był naprawdę bardzo ciężki tydzień, więc chyba nic dziwnego, że nie wyglądam kwitnąco. Lepiej powiedz jak wy się czujecie?- pogładził mnie po brzuchu.
- Nic nam nie jest. Klaus, obiecaj, że nie zrobisz nic głupiego. Potrzebujemy cie i nic nie może się wydarzyć Dopiero co zakończyło się to całe szaleństwo ze śmiercią Laili Hamilton, nie wiem czy zdołam wytrzymać jeszcze więcej.
- Niczym się nie przejmuj- pocałował mnie.- Będę przy tobie w całym tym szaleństwie.
- Proszę państwa, wybudzamy małego Oskara, pomyśleliśmy, że chcieliby państwo przy tym być.
- Oczywiście, że chcemy to zobaczyć- uśmiechnęłam się.-
Poprowadzono nas pod salę, w której leżał nasz chłopiec i lekarz kazał nam zaczekać. Powiedział, że zostaniemy poproszeni w odpowiednim momencie. To było najgorsze pół godziny w naszym życiu. Jednak doktor Morales wreszcie wyszedł i poprosił nas na salę.
- Musimy jeszcze poczekać, chłopiec owszem zaczął wykazywać już oznaki wybudzenia, jednak środki są na tyle silne, że musimy mu dać trochę więcej czasu.
- Czy wszystko z nim w porządku? Jakie są rokowania?
- Spokojnie, wszystkiego będziemy pewni dopiero, kiedy na dobre się wybudzi. Jednak z wszystkich badań, które przeprowadziliśmy wynika, że chłopiec jest w dobrym stanie. Proszę się nie martwić na zapas- uśmiechnął się.- Państwa synek jest bardzo silny i jestem pewien, że nic mu nie będzie.
- Dziękujemy panie doktorze. Mamy jeszcze jedno pytanie- spojrzał na nas z zaciekawieniem.- Jak mamy z nim rozmawiać o tym co się stało?
- Najzwyczajniej w świecie. Proszę mu powiedzieć o wypadku i o tym, że dłużej spał, jednak teraz, kiedy już się wyprowadził, poczuje się lepiej i niebawem wrócicie do domu. Oczywiście na pewno będzie trochę otępiały i zdezorientowany, ale to zupełnie normalne, naprawdę nie ma powodów do niepokoju. Idę teraz na obchód. Wrócę za pół godziny, wtedy chłopiec powinien być już całkiem wybudzony- odszedł, a my rzuciliśmy się do drzwi sali, w której leżał nasz synek. Wyglądał dokładnie tak, jak wtedy gdy odwiedziłam go rano. Jednak coś w nim tak jakby powoli się zmieniało, stawał się taki bardziej ruchliwy. Widać było, jak zaczynają drżeć mu ręce i powieki. Nagle je otworzył i spojrzał na nas zamglonym wzrokiem, kiedy to zrobił, aż podskoczyliśmy.
- Mama,tata gzie jestem?- wyszeptał.- Dlacego tu jestem? Dlacego tak patzycie?
- Syneczku,jesteś w szpitalu, mieliśmy wypadek. Tego dnia, po spotkaniu z ciocią Eleną, pamiętasz kochanie?
- To telaz mozemy iść do domu, wsystko ze mną dobze, dlacego tak patzycie? Mamo,ja chce piciu- praktycznie zerwałam się z krzesła, aż zakręciło mi się w głowie.
- Kochanie, ja to zrobię- wręczył mnie Klaus.- Ty lepiej usiądź, zbladłaś- posłusznie usiadłam na krześle. Robiło mi się coraz bardziej niedobrze, mimo radości, która mnie ogarnęła po spojrzeniu na mojego, małego chłopca.
- Kochanie, zostań z Oskarem, ja nie czuję się najlepiej, muszę się położyć- bardzo delikatne podniosłam się z krzesła, pocałowałam Oskara i wyszłam na korytarz. Miałam wrażenie, że do mojej sali jest kilka kilometrów. Nagle poczułam ból w dolnej części brzucha i zobaczyłam na podłodze kałuże krwi.
- Pani Mikaelson, proszę natychmiast usiąść- poczułam, że ktoś sadza mnie na wózku i w tym momencie straciłam przytomność.

***

Caroline była na sali operacyjnej już od dwóch godzin, a do tej pory nikt jeszcze do mnie nie wyszedł. Myślałem, że za chwilę stracę rozum. Co kilka minut, zaglądałem do Kasandry i Oskara.
- Panie Mikaelson, Klaus- usłyszałem za sobą głos lekarza.- Udało nam się ustabilizować stan Caroline, wyprzedzając twoje pytanie,bliźniaki również przeżyły. Jednak, ciąża w dalszym ciągu jest zagrożona. Nie wiem czy pozwolić jej na wyjście ze szpitala.
- Mogę się z nią zobaczyć?
- Klaus, musisz wiedzieć, że to prawdziwy cud, że twoi bliscy przeżyli- przerwał.- Daj jej kilka godzin, wiem że to okrutne, ale zobaczysz się z żoną, kiedy już się obudzi.
- Dobrze, w takim razie ja w między czasie pójdę załatwić ważne sprawy. Doktorze, gdyby coś się działo cały czas jestem pod telefonem.

- Klaus, nawet nie waż się tego robić- powiedział Elijah.- To już przeszłość, miałeś do tego nie wracać.
- Braciszku, dzisiaj o mały włos ich nie straciłem! Caroline i bliźniaki o mały włos nie umarli, rozumiesz! Pora, żeby Marcel za to zapłacił i to na dobre, tak żeby już nikt nie musiał go oglądać!
- Czy ty rozumiesz co mówisz? Chcesz zlecić czyjeś zabójstwo?! Zwariowałeś?! Jestem adwokatem i nie mogę pozwolić ci na taką głupotę! Nic cie nie nauczyły kłopoty z przeszłości? Jeżeli Marcelowi spadnie chociaż włos z głowy, sam będę tym, który zawiadomi policję, zrozumiałeś? Nie zapominaj, że jesteś teraz głową rodziny, chcesz trafić do więzienia? Matka tym razem nie wyczyści twojej kartoteki, to nie są nastoletnie wybryki, tylko zlecenie zabójstwa!
- Elijah, on chciał zamordować moją rodzinę! Mam pozwolić, żeby mu to uszło na sucho? Życie za życie!
- Klaus, jeżeli to rzeczywiście on ma coś wspólnego z tym wypadkiem Caroline i dzieci, policja to ustali, a Marcel poniesie zasłużona karę, ale ty pomyśl o dzieciach. Chcesz żeby oglądały ojca za kratkami? Żebyś nie zobaczył maluchów tuż po narodzinach? Jeżeli naprawdę Ci na nich zależy, nie rób im takiej krzywdy.
-Masz rację braciszku, poniosły mnie emocje, nie potrafię zebrać myśli- zadzwonił mój telefon.- Elijah, jedziesz ze mną do szpitala? Caroline, się obudziła i domaga się, żebym do niej przyjechał.
- Oczywiście, również chce się z nią zobaczyć.
Minęło dwadzieścia minut i już byliśmy w szpitalu. Doktor Morales, pozwolił mi wejść do Caroline.
- Kochanie, czy dzieciom stało się coś złego?- zapytała od razu.- Lekarz mówił, że wszystko jest w porządku, jednak dlaczego w takim razie straciłam przytomność, no i skąd ta krew?
- Caroline, spokojnie. Dzieciom nic nie jest. Doktor Morales, uważa że w skutek ostatnich przeżyć, wystąpił krwotok i teraz powinnaś leżeć do końca ciąży. Zastanawia się czy nie lepiej byłoby gdybyś została w szpitalu.
- Mowy nie ma! Klaus, przecież będziemy musieli zabrać Cassie i Oskara do domu, nie poradzisz sobie sam.
- Dziękuję kochanie, że we mnie wierzysz- powiedziałem sarkastycznie.- Jak powiedziałem, lekarz dopiero się zastanawia. Nie powiedział jeszcze jak będzie.
- Nie zgodzę się na to, w żadnym wypadku Klaus, a jak się mają nasze dwa pozostałe dwa maluchy?
- Wszystko wskazuje na to, że Oskar czuje się bardzo dobrze, po przebudzeniu ze śpiączki, a Cassie już pytała, kiedy będzie mogła odwiedzić, zarówno ciebie jak i Oskara. Natomiast Elijah, już czeka w twojej kolejce. Masz ochotę się z nim zobaczyć? Czeka na korytarzu.
- Jasne, tak dawno mnie nie odwiedzał.
- Braciszku, możesz do niej wejść- powiedziałem do Elijah'y.- Ja za moment do was dołączę.

***

- Caroline, nawet nie wiesz jakiego stracha nam napędziłaś- powiedziałem.- Jak się czujesz? Wyglądasz dobrze.
- Jesteś niezwykle taktowany. Jednak muszę się przyznać, że nie jest tak źle. Elijah, gdzie jest Klaus? Byłam przekonana, że wejdzie z Tobą. Poszedł do dzieci?
- Klaus, powiedział że musi coś załatwić, ale za moment wróci- dyskretnie spojrzałem na zegarek.- Caroline, wyglądasz jakbyś koniecznie chciała o coś zapytać. O co chodzi?
- Obiecaj, że to co powiem zostanie między nami- pokiwałem głową.- Wydaje mi się, że Klaus coś przede mną ukrywa. Powiedz, wiesz coś o tym?
- Caroline, owszem Klaus ostatnio zachowuje się dość specyficznie, ale nie wydaje mi się, żeby coś ukrywał. Należy pamiętać, że na nim również odbija się to co was ostatnio spotkało.
- Zawsze go bronisz- zauważyła.- Nie winie cie, w końcu to twój brat. Nie oczekiwałam, że od razu wszystko mi wyśpiewasz, ale gdybyś coś wiedział, gdyby Klaus kombinował coś złego, proszę powiedz mi.
- Caroline, może i Klaus jest moim bratem, ale nigdy nie pozwoliłbym, żeby zrobił coś złego i wpakował się w kłopoty. Nie martw się, trzymam rękę na pulsie.
- Dziękuję, cudowny z ciebie człowiek. Możesz sprawdzić gdzie on się teraz podziewa, proszę?- miała taką minę, że nie mogłem nawet dyskutować.
Wyszedłem na korytarz, ale Klausa nigdzie nie było. Pielęgniarka powiedziała, że wyszedł ze szpitala. Chciałem do niego zadzwonić, ale w tym momencie usłyszałem brzęczenie telefonu.
- Elijah Mikaelson, słucham?- dzwonił mój przyjaciel z policji. To co miał mi do przekazywania było bardzo niepokojące. Z jego informacji wynikało, że Marcel Gerard został postrzelony w swoim domu przez nieznanych sprawców. Ślady wskazują na szamotaninę i po raz kolejny, ktoś wskazał Niklausa, ze względu na ich niedawną kłótnie. Stan Marcela był na tyle ciężki, że nie było pewności czy przeżyję, więc na ten moment nie mógł wskazać sprawcy. - Coś ty zrobił, Niklaus?- pomyślałem, dokładając telefon. Musiałem wezwać do pomocy Jasona.
______________________________________________
Jest rozdział, mam nadzieję, że się wam podoba. W poniedziałek mam pierwsze zajęcia na studiach i musicie być przygotowani, że rozdziały nie będą dodawane zbyt często, za co przepraszam:) KOMENTUJCIE...

środa, 23 września 2015

Rozdział dziewietnasty

Dwa miesiące później:

- Spójrz tylko na te łóżeczka- powiedziała Elena, kiedy wyszliśmy do kolejnego sklepu z akcesoriami dla dzieci.- Caroline, tak swoją drogą, przecież Klaus powinien być tutaj z Tobą.
- Nie mów mi takich rzeczy. Klaus, wariuje w ostatnich tygodniach. Dzisiaj ledwo udało mi się go namówić, żeby poszedł do pracy. Cassie, Oskar, wracajcie tutaj natychmiast!- krzyknęłam, ponieważ dzieciaki zbyt energicznie wytrwały się do przodu.- W takich chwilach jestem przerażona, jak dam sobie rade, kiedy dołączą do nich kolejne dwa łobuzy.
- Kochana, doskonale wiesz, że na mnie i Bonnie zawsze możesz liczyć. Odkąd przeprowadziliśmy się do Los Angeles możemy być przy tobie dwadzieścia cztery godziny na dobę, no może trochę mniej, trzeba odliczyć pracę. Poza tym twoja mama także coś wspominała o przeprowadzce- jakie one są wspaniałe.
- Nawet mi nie wspominaj, ostatnio cały czas, opowiada o tym, że nie może przegapić dorastania kolejnych wnuków. Zaczęli z tatą szukać nowego mieszkania.
- Powinnaś się cieszyć, będziesz miała pomoc o każdej porze dnia. Chociaż ciocia Liz nie należy do najłatwiejszych i za pewne, po miesiącu będziesz miała jej dość, ale to twoja mama i kocha cie ponad życie.
- Masz rację, zawsze mogę wymyślić jakąś wymówkę, żeby zbytnio nie wtrącała się w moje życie. Oskar, Kasandra chodźcie już, pora do domu, umówiłam się z Elijah'ą. Biedak wyjeżdża jutro znowu do Nowego Jorku, wiesz jak to mówi, musi pilnować interesów. Odezwę się do Ciebie jutro.- uściskałam ją i razem z dziećmi powoli poszliśmy do samochodu. Usadowienie się w aucie zajęło nam trochę czasu, ponieważ Cassie i Oskar postanowili po protestować.
- No nareszcie, mamy pół godziny do spotkania z wujkiem Elijah'ą a wiecie, że nie lubi jak się spóźnimy. Zadzwonię do niego- wyciągnęłam telefon i wykręciłam numer.- Elijah, spóźnimy się kilka minut, wiesz jak to jest, kiedy dzieciaki nie chcą współpracować. Tak, tak daj nam dziesięć dodatkowych minut, muszę jeszcze zatankować. Elijah, coś jest nie ta- wpadłam w panikę.- Nie mam hamulców, Elijah, nie mogę zahamować! Ratunku!- zaczęłam trąbić na nadjeżdżające samochody. Później poczułam szarpnięcie i zapadła ciemność.

***

- Elijah, Braciszku wiesz co z nimi?- zapytałem, wpadając do poczekalni w szpitalu, do którego
przywieźli Caroline, Oskara i Cassie.- Co się właściwie stało? Gdzie jest lekarz?!- byłem przerażony.
- Niklaus, oddychaj spokojnie. Lekarz, powiedział, że będzie rozmawiał tylko z ojcem i mężem swoich pacjentów. Mnie nie chciał niczego powiedzieć.
- Dzień dobry, nazywam się Niklaus Mikaelson, chciałbym dowiedzieć się czegoś na temat stanu zdrowia Caroline, Oskara oraz Kasandry Mikaelson, zostali przyjęci na oddział około dwóch godzin temu- powiedziałem do pierwszego napotkanego lekarza.
- Dzień dobry,  Michael Morales, to ja zajmuję się pana rodziną. Niestety nie mam dla pana najlepszych wieści. Pańska żona, owszem czuje się dobrze, właściwie można powiedzieć, że najlepiej z całej trójki. Jej ciąży również nie zagraża niebezpieczeństwo. Jednak z dziećmi jest o wiele gorzej. Chłopca utrzymujemy w śpiączce farmakologicznej, ze względu na duży obrzęk mózgu, natomiast dziewczynka doznała wielu złamań, boimy się, że będzie sparaliżowana od pasa w dół. Bardzo mi przykro.
- Mogę się zobaczyć z żoną?- zapytałem, miałem wrażenie, że wszystko co powiedział lekarz, dotyczy zupełnie innych ludzi, a nie tylko mojej rodziny.
- Oczywiście, proszę za mną- poprowadził mnie śnieżnobiałym korytarzem do jednej z sal. Na szpitalnym łóżku, leżała moja Caroline, jednak wcale nie przypominała samej siebie. Była przerażająco blada, ale żyła i to było najważniejsze.
- Niklaus, dlatego nie chcą mi powiedzieć co z naszymi dziećmi?- zapytała, kiedy tylko do niej podszedłem.- Powiedz coś, błagam!- nie wiedziałem, czy jest na to gotowa.
- Ciąża nie jest zagrożona- zacząłem.- Jednak z Cassie i Oskarem nie jest najlepiej. Oskar jest w śpiączce, a naszej córce grozi paraliż- sam nie mogłem uwierzyć w rzeczowość swojego tonu, co mi się stało.
- Muszę jak najszybciej ich zobaczyć!- krzyknęła, zrywając się z łóżka.- Klaus, dlatego zachowujesz się jakbyś miał to wszystko w nosie!?- zaczęła mną szarpać.- Człowieku otrząśnij się, nasze dzieci są w złym stanie i nie wiadomo co z nimi będzie!
- Caroline, spokojnie- ponownie położyłem ją na łóżku.- Zajmę się wszystkim jak należy, ty musisz odpocząć, pomyśl o dzieciach, których się spodziewasz- wiedziałem, że to ją przekonało, ponieważ spokojnie ułożyła się na poduszkach.
- Klaus, wrócisz kiedy tylko się czegoś dowiesz, prawda?- niespodziewanie naszą rozmowę przetrwało wejście pielęgniarki.
- Pani Mikaelson, potrzebuję odpoczynku, a nie takich emocji - posłała mi mordercze spojrzenie.
- Oczywiście, Caroline wrócę, kiedy uda mi się ustalić co z maluchami.

Kiedy wyszedłem na korytarz zauważyłem, że Elijah gorączkowo rozmawia z Bonnie, Eleną, Katie i Vanessa. Nie wyglądali jakby to było towarzyskie spotkanie.
- Dziewczyny, co wy tutaj robicie?- zapytałem, nie byłem szczególnie zaskoczony, ale coś mi mówiło, że one wiedzą coś, co mi się nie spodoba.
- Klaus, bo my, my wiemy dlatego Caroline i dzieci miały wypadek. Dwa miesiące temu, właśnie wtedy, gdy dowiedzieliście się, że Care jest w ciąży, w kawiarni spotkałyśmy Marcela Gerarda- wiedziałem co chce przez to powiedzieć.- On powiedział coś bardzo dziwnego, coś co zabrzmiało jak groźba.
- Powiedział, że musisz się cieszyć tym czasem dopóki go jeszcze masz- wtrąciła Katie.
- A to sukinsyn!- wrzasnąłem na tyle głośno, że ludzie w poczekalni na nas spojrzeli.- Trzeba to zgłosić na policję, on chciał zabić moją rodzinę!
- Już to zrobiłem, bracie. Załatwiłem również sprawę z samochodem, sprawdzą wszystko i będziemy mieli pewność.
- Panie Mikaelson, mam wyniki pana dzieci. Wszystko wskazuje na to, że obrzęk mózgu u pana syna bardzo powoli, ale systematycznie ustępuje. Mam również dobre wiadomości odnośnie pana córki, wzbudziła się i kontaktuje, chce się widzieć z panem albo żoną. Niestety, musieliśmy podać jej środki uspokajające, ponieważ tak jak powiedziałem, wystąpił paraliż dolnych partii ciała.
- Czy, czy to może ustąpić? Czy ona będzie kiedyś chodziła? Mogę do niej pójść?
- Jeżeli chodzi o stan jej zdrowia, na dzień dzisiejszy nie jesteśmy w stanie ani powiedzieć, że będzie chodzić czy też nie, jednak jesteśmy dobrej myśli. Oczywiście może Pan do niej pójść, czeka na Pana, jest w pokoju na końcu korytarza.
- Jeżeli przyjedzie policja, proszę powiadomcie mnie- zwróciłem się do pozostałych.- Muszą wiedzieć wszystko o poczynaniach Marcela Gerarda.
Kiedy zobaczyłem Cassie, o mały włos serce mi nie pękło. Cała aparatura, do której była podłączona przyprawiała mnie o dreszcze. Moja mała dziewczynka, była blada i taka krucha, zasługiwała na same pomyślności w życiu, a nie na leżenie w szpitalu, do tego jeszcze z widmem kalectwa.
- Cześć księżniczko, jak się czujesz?- przysiadłem na jej łóżku.- Nie jest Ci zbyt wygodnie, co?- próbowałem na wszelkie sposoby rozładować atmosferę, żeby tylko nie myślała o tym co ją spotkało.
- Tatusiu, nie czuję nóg- zaczęły jej lecieć łzy.- Co się dzieje? Gdzie mamusia i Oskal?
- Córeczko, mama leży na sali obok, a Oskar jeszcze śpi- boże co ja jej miałem powiedzieć.- Jesteście w szpitalu, mieliście wypadek. Nie myśl teraz o tym, niedługo wszystko wróci do normy i razem wrócimy do domu.
- A co z Tobą tatusiu? Dobze się czujes?- zapytała.- Nie maltw się, wsystko bedzie dobze, bede dzielna i sypko wyzdlowieje. A cy z maluskami tez dobze?- moja mała, dzielna dziewczynka, o mały włos się nie rozpłakałem.
- Nie myśl teraz o mnie- pogłaskałem ją po policzku.- Z maluchami i mamusią wszystko w porządku, kiedy tylko mama będzie mogła wstać, na pewno do Ciebie przyjdzie.
- To dobze- uśmiechnęła się.- Powies jej, ze baldzo ich kocham? Jestem zmencona, ide spac, zostanies przy mnie?
- Oczywiście, zawsze przy tobie będę, w końcu jesteś moją księżniczką, kocham cie najbardziej na świecie- pocałowałem ją w czoło i poczekałem, aż zasnęła.
Kiedy ponownie wyszedłem na korytarz, zauważyłem że policja już przyjechała i rozmawia z pozostałymi.
- Mówię panu, że Marcel Gerard, groził naszej przyjaciółce- cała Vanessa, nigdy nie umiała zachować się spokojnie.- Byłyśmy tego świadkami, więc proszę jak najszybciej się mu przyjrzeć.
- Przepraszam państwa- wtrąciłem się.- Niklaus Mikaelson, chciałbym się czegoś dowiedzieć, ustaliliście coś?
- Dzień dobry, mamy kilka ustalonych faktów. Wszystko wskazuje na to, że ktoś chciał zabić pana rodzinę, przewody hamulcowe zostały przecięte, co niepodważalnie sugeruje usiłowanie zabójstwa. Ma Pan jakieś podejrzenia, odnośnie tego kto mógłby to zrobić? Ktoś Panu groził?  Ma Pan jakiś wrogów?
- Tak jak powiedziała koleżanka, jedyną osobą, która mogła chcieć krzywdy mojej rodziny jest Marcel Gerard. Mamy kilka nieporozumień z dawnych lat, więc tak zdecydowanie tylko on miał jakiś motyw.
- Proszę powiedzieć jakie nieporozumienia występowały między panami?
- Marcel Gerard, był kochankiem mojej pierwszej żony, Rebeki- powiedziałem bez emocji.
- Zbadamy dokładnie całą sytuacje, a pana proszę o stawienie się na komisariacie, państwa to również dotyczy. Na dzień dzisiejszy to wszystko z naszej strony- powiedział policjant.- W razie jakichkolwiek pytań, będziemy w kontakcie.
Policjanci wyszli, a ja poczułem jak ogarnia mnie niewyobrażalna wściekłość. Musiałem wszystko załatwić.
- Nie pozwolę, żeby Marcel krzywdził moją żonę i dzieci i nie poniósł żadnych konsekwencji. Załatwię go, nie będę bezczynnie siedział i czekał, aż policja łaskawie coś zrobi.
- Niklaus, co zamierzasz zrobić?- zapytał Elijah.
- Wymiarze sprawiedliwości- już zmierzałem do wyjścia.
- Bracie, tylko nie rób głupot- usłyszałem jeszcze krzyk Elijah'y za sobą.

Jechałem do domu Marcela z zawrotną prędkością, nie zważając na to, że zagraża to innym ludziom. Jak on miał czelność tknąć moją rodzinę! Powinien odegrać się na mnie, ale moi bliscy są nietykalni. Zaparkowałem pod bramą jego willi i zadzwoniłem domofonem.
- Niklaus Mikaelson, zamierzam zobaczyć się z pani szefem- powiedziałem, słysząc kobiecy głos w głośniku.
Brama powoli się otworzyła i mogłam wjechać na podjazd. Marcel czekał na mnie przed drzwiami wejściowymi.
- Czym zasłużyłem sobie na zaszczyt, że sam Niklaus Mikaelson przyjeżdża do mojego domu?- zapytał, kiedy tylko wysiadłem z samochodu.
- Ty sukinsynu, jak śmiałeś ich zaatakować!- praktycznie rzuciłem się na niego.- Mnie możesz zrobić wszystko, ale oni są niewinni!- zaczęliśmy się tarzać po chodniku.  Zapewne trwało by to jeszcze długo, gdyby nie to, że ochroniarze nas rozdzielili.- Puszczajcie mnie, to sprawa między nami!- zacząłem szarpać się z jednym z nich.
- Proszę się uspokoić- powiedział.- Proszę również natychmiast opuścić tą posesję, inaczej będziemy zmuszeni wezwać policję.
- To jeszcze nie koniec- powiedziałem, podchodząc do Marcela.
- Ja myślę, że jednak koniec- odpowiedział.- Radziłbym, żebyś zajął się swoją rodziną. Swoją drogą pozdrów piękną Caroline.
Już wiedziałem, że miał z tym wypadkiem coś wspólnego.

***

- Co ci się stało?- zapytałam, kiedy Klaus przyszedł do mojego pokoju.- Gdzie ty byłeś tak długo?- zaniepokoiłam się, widząc jego zapuchnięta twarz.
- To nic takiego- czułam, że mnie zbył.- Widziałem Cassie, czuje się dobrze, ale jak powiedział lekarz na razie nie będzie chodzić. Jest bardzo dzielna, kazała ci powiedzieć, że bardzo cie kocha.
- Moja cudowna dziewczynka- poczułam łzy pod powiekami.- Lekarz powiedział, że jeżeli wszystko będzie dobrze, jutro pozwolą mi ją odwiedzić, podobno z Oskarem również jest lepiej, ale musimy poczekać, aż go wybudza, żeby się z nim zobaczyć. Klaus, widzę, że mnie nie słuchasz, mów natomiast co ukrywasz.
- Byłem u Marcela- spojrzałam na niego zdziwiona.- Dlaczego nie powiedziałaś, że spotkałaś go dwa miesiące temu? Dziewczyny, powiedziały, że nam groził, że mi groził.
- Po co tam poszedłeś?- zapytałam, za wszelką cenę chciałam uniknąć rozmowy o Marcelu
- Policja, ustaliła, że twoje przewody hamulcowe zostały przecięte i jak się domyślasz, podejrzewam Marcela. Chciałem z nim porozmawiać.
- Jak widzę kiepsko ci poszło- powiedziałam sarkastycznie.
- Ten łajdak zapłaci mi za każde wasze cierpienie. Obiecuję Caroline, będę was chronił.
- Kochanie, nie ochronisz mnie i dzieci przed każdym złem tego świata. Chcę tylko, żebyś przy nas był. Kocham Cię i wiem ile dla ciebie znaczy nasza rodzina- zobaczyłam w jego oczach łzy i wiedziałam, że pozwala sobie na nie po raz pierwszy, dzisiejszego dnia.
_______________________________________________
Rozdział jest, jednak nie wiem czy wam się podoba. Trudno mi się podoba i będzie jak ma być. KOMENTUJCIE...

czwartek, 17 września 2015

Rozdział osiemnasty

- Co to ma znaczyć?- zapytałam.- Klausa, nie wypuszczą? Ale dlaczego?
- Caroline, Klausa zatrzymano na razie na czterdzieści osiem godzin- odpowiedział Jason.- Wyjdzie w czwartek, jeżeli wszystko dobrze pójdzie.
- Co to znaczy "jak wszystko dobrze pójdzie"?- zapytałam.- Czy to znaczy, że Klaus może zostać zamknięty na dłużej?
- Caroline, uspokój się- poprosił.- Z wyników badań wynika, że Leila miała pod paznokciami naskórek Klausa, co przyznaję, bardzo go obciąża, ale przecież on nie zaprzeczył, że widział i pokłócił się z nią, więc żeby go oskarżyć potrzeba czegoś więcej.
- Czyli on wyjdzie, jeżeli oczywiście niczego nie znajdą- powiedziałam.- A czy...- przerwałam, ponieważ musiałam pobiec do łazienki.
- Caroline, wszystko w porządku?- zapytał Jason.- Potrzebujesz jakiejś pomocy?
- Tylko żebyś wyciągnął Klausa z więzienia- powiedziałam.- Jason, będę mogła się zobaczyć z Niklausem, mam bardzo ważną sprawę.
- Caroline, nie wydaje mi się, żeby zgodzili się na wizytę, w końcu zatrzymali go tylko na dwa dni. Czy coś się stało, to naprawdę tak ważne, że nie może poczekać?-  pokręciłam głową.- No to mów, zacząłem się martwić.
- Wydaje mi się, że jestem w ciąży- powiedziałam.- Nie mam pewności, ale wszystko na to wskazuje.
- Caroline- zaniemówił.- Musimy to sprawdzić i to natomiast- uśmiechnął się.
- Jason, boję się- zaczynało mi się zbierać na płacz.- Co jeżeli Klausa nie wypuszczą?
- Caroline, nawet nie waż się tak myśleć- ostrzegł mnie.- Klaus, potrzebuje teraz wsparcia i ty musisz myśleć pozytywnie, bo jak nie ty, to kto ma mu pomóc?- zapytał retorycznie.- Teraz poczekaj, pójdę do apteki.
- Zamierzasz pójść dla mnie po test ciążowy?- zapytałam z uśmiechem.- To trochę śmieszne, nie sądzisz?
- Nie ma tutaj Bonnie, Eleny, ani nawet Vanessy czy Katie, przy okazji te dwie wariatki postanowiły akurat teraz jechać do Las Vegas- wywrócił oczami.- Ale pomijając, zostałem ci tylko ja, poza tym od tego są przyjaciele- wyszedł. Minęło pół godziny, zanim wrócił.
- Proszę- podał mi opakowanie.- Zrób go natychmiast, będziemy mieli pewność- weszłam do łazienki. To było najdłuższe pięć minut w moim życiu.
- Dwie kreski- powiedziałam.- To znaczy, że jestem w ciąży- myślałam, że za chwile zemdleje.
- Gratulacje!- uściskał mnie serdecznie.- Caroline, powinnaś się cieszyć, a nie wyglądać jakbyś miała za chwile się rozpłakać. W końcu po raz kolejny zostaniesz mamą- uśmiechnął się. Założę się, że Klaus, będzie w siódmym niebie.
- Wiem- powiedziałam.- Ale w tych okolicznościach, trudno się z tego cieszyć. Jestem w ciąży- powiedziałam, kiedy zaczęło to do mnie docierać.
- Caroline, niebawem wszystko wróci do normy i będziesz mogła w spokoju cieszyć się swoim błogosławionym stanem- powiedział.- Teraz pójdę ostatni raz skontrolować całą sytuację- uściskał mnie i wyszedł.

Dwa dni później:

- Nareszcie jesteś!- krzyknęłam, kiedy Klaus stanął w drzwiach naszej sypialni.- Nawet nie wiesz jak tęskniłam, szkoda tylko, że dzieciaki już śpią- zaczęłam go całować.
- Nie wyobrażasz sobie nawet, jak ja za Tobą tęskniłem- powiedział.- Mam nadzieję, że to nareszcie koniec naszego koszmaru. Jason, powiedział że w domu czekają na mnie jakieś ważne wiadomości, kochanie czy coś się stało?- zapytał, mimo ostatnich przeżyć napawałam się widokiem niepokoju w jego oczach, w końcu martwił się o mnie.
- Klaus, bo ja...- przerwałam, musiałam dodać trochę dramaturgii.- Ja, ja spodziewam się twojego dziecka- uśmiechnęłam się, widząc jego rozdziawione usta.
- Caroline, ja...- zaczęły mu lecieć łzy.- Kochanie, nawet nie wiesz jak szczęśliwym człowiekiem mnie uczyniłaś.
- No ja mam taką nadzieję- powiedziałam.- W końcu czeka mnie teraz dziewięć miesięcy niewygody.
Kochanie, ale nie płacz- zaczęłam mu wycierać łzy z policzków.- Przecież, moja ciąża nie jest powodem do płaczu, oczekiwałam, że będziesz się cieszył jak wariat- uśmiechnęłam się.
- Płaczę, bo nie było mnie, kiedy robiłaś test- powiedział.- To jedno z najważniejszych wydarzeń w naszym życiu, a mnie to ominęło.
- Kochanie, nie wiedziałam, że tak to przeżyjesz- powiedziałam.- Gdybym wiedziała, zostawiłabym to i poczekała, aż wrócisz- dodałam.- Poza tym nie martw się, czeka nas jeszcze pierwsze USG- uśmiechnęłam się.
- Przepraszam, że tak się rozkleiłem- powiedział wycierając twarz.- Kiedy umówiłaś się do lekarza?- zapytał.
- Poprosiłam, twoją mamę żeby dała mi namiary na swojego lekarza- powiedziałam.- Wizytę mam jutro o dziesiątej- odpowiedziałam na jego pytanie.- Masz coś jutro do załatwienia?
- Teraz już nie mam- odpowiedział.- Ważniejsze jest nasze dziecko, a nie jakiś tam plan filmowy- uśmiechnął się.
- Dziękuje- odpowiedziałam.- Mógłbyś odwieźć jutro dzieci do przedszkola?- zapytałam.
- Oczywiście kochanie, ty możesz pospać jutro trochę dłużej- powiedział.

Następnego dnia:

- Szczerze bardzo się denerwuje- powiedziałam.- Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. A powiedz jak zareagowały dzieci, kiedy cie zobaczyły?- zapytałam.
- Były bardzo szczęśliwe- odpowiedział.- O mały włos, nie weszły mi na głowę- uśmiechnął się.- Nie mogę sobie wyobrazić jakie będą wniebowzięte, kiedy dowiedzą się, że zostaną starszym rodzeństwem- to nie było takie proste.
- Martwię się jak zareagują- powiedziałam.- Co my... Jak my sobie poradzimy z trójką dzieci? Nie zapominajmy, że Oskar i Kasandra są chorzy i potrzebują stałej opieki, a przy kolejnym małym dziecku czeka nas dużo pracy.
- Caroline, przecież masz mnie- powiedział po prostu.- Jest jeszcze moja mama, twoja zapewne również pomoże w razie potrzeby, a w innym przypadku zatrudnimy kogoś do pomocy.
- Łatwo Ci mówić- powiedziałam.- Tylko, że to mnie czekają wielkie obowiązki, a do tego wszystkiego miałam wrócić do pracy- dodałam.- Mam jeszcze jeden problem, jak ja sobie poradzę z małym dzieckiem, skoro nawet nie wiem jak się nim należy zajmować.
- Pani Mikaelson, proszę wejść- naszą rozmowę przerwała pani doktor.- Czy pani mąż, ma być obecny przy badaniu?- zapytała.
- Tak, chciałabym żeby był przy mnie w tak ważnym momencie- odpowiedziałam i we trójkę weszliśmy do gabinetu. Położyłam się na kozetce według wskazówek lekarki i po chwili razem z Klausem mogliśmy zobaczyć na ekranie małą plamkę, nasze dziecko.
- Proszę bardzo, to państwa dziecko- powiedziała lekarka.- To około piąty, szósty tydzień ciąży. Chwileczkę tutaj, tutaj jest drugi płód. Jest pani w ciąży bliźniaczej- dodała.- Moje gratulacje- uśmiechnęła się.
- Bliźniaki- wyszeptał Klaus.- Jaja sobie pani robi, w tym momencie?- zapytał, ewidentnie był w szoku.
- Nie proszę pana, nie żartuje sobie z państwa- odpowiedziała.- To zrozumiałe, że jesteście w szoku, w końcu jedno dziecko to wyzwanie, a co dopiero dwoje- uśmiechnęła się.- Caroline, wszystko w porządku?- zapytała.- Strasznie zbladłaś.
- Tak, tak wszystko dobrze- powiedziałam.- Tylko jestem trochę rozkojarzona. Powie mi pani doktor, co mam teraz robić?- zapytałam.
- Już przepisuje dla pani witaminy- odpowiedziałam.- Oczywiście nie możesz się teraz przemęczać, niczego dźwigać i dużo leniuchować, dobre odżywianie to podstawa- dodała z uśmiechem.
- Dziękuje bardzo, widzimy się za dwa tygodnie, tak jak było uzgodnione- powiedziałam i wyszliśmy z Klausem z gabinetu.

***

- Elijah, nawet nie wiesz jaki jestem teraz przerażony- powiedziałem do brata, kiedy spotkaliśmy się następnego dnia, po badaniu Caroline.
- Ale czym się denerwujesz, braciszku?- zapytał.- W końcu jesteś już ojcem- powiedział.- Mogę ci nawet powiedzieć więcej, jesteś cudownym tatą, dzieciaki świata poza tobą nie widzą- uśmiechnął się.
- Nie chodzi tylko o ciążę, Caroline- powiedziałem.- Oczywiście to też oznacza niezłe wyzwanie, ale przecież wiesz jak teraz wygląda nasza sytuacja. Jestem podejrzany o zabójstwo i mimo, że nadal chodzę wolno, na dźwięk dzwonka, aż podskakuje ze strachu.
- Niklaus, przecież tego nie zrobiłeś, nie masz się czego bać, wierzę w sprawiedliwość i ufam jej wymiarowi, w końcu jestem adwokatem.
- Wiem, że próbujesz mnie pocieszyć, ale to nie za bardzo pomaga. Teraz powinienem być silny, moja żona jest w ciąży, do tego z bliźniakami, a ja co mam ochotę uciec jak tchórz. Wszystko mnie przerasta.
- To zrozumiałe, w końcu masz teraz dużo na głowie. Tak między nami mówiąc, ciekawe kto zabił Leilę. Rozmawiałem z Jasonem i z tego co zrozumiałem, policja nie ma żadnych konkretnych śladów. Najprawdopodobniej już nie będziesz się musiał stawiać na komisariacie. Właśnie o co cie pytali ostatnim razem?- zapytał. Sam nie wiedziałem czy to dobry moment na taką rozmowę.
- Pamiętasz śmierć naszego ojca, a właściwie jej okoliczności?- pokiwał twierdząco.- Dokopali się do dokumentacji tej sprawy i jako, że śmierć Leili wyglądała łudząco podobnie, postanowili to zbadać. Bardzo się bałem, że uznają, iż śmierć Mikaela również nie była wypadkiem tylko, że ja go zabiłem z premedytacją.
- Od śmierci ojca minęło już piętnaście lat i nie wydaje mi się, żeby chciało im się bawić w detektywów. Tak swoją drogą, ciekawe jak teraz poprowadzą zagadkowe śledztwo w sprawie śmierci Hamilton- powiedział.- Może Leilę, zamordował Marcel, to by nawet się zgadzało. Tylko jaki mógłby mieć motyw? Owszem on i Leila, ewidentnie coś kombinowali, ale to miało raczej związek z Tobą i Caroline, dlaczego nagle miałby zabić swoją żonę?- rzeczywiście w tej sprawie było wiele znaków zapytania.
- Braciszku, ja chce żeby ta cała sprawa wreszcie przestała mnie dotyczyć i moja rodzina mogła odetchnąć z ulgą- powiedziałem.- Przepraszam, ale obiecałem, że odbiorę dzieci z przedszkola, a dopiero teraz zorientowałem się, że jest tak późno- dodałem podnosząc się z miejsca.- Wpadnij do nas, Caroline na pewno się ucieszy.
- Przyjdę, kiedy tylko znajdę trochę czasu, w końcu za dwa tygodnie wracam do Nowego Jorku.

***

- Caroline, nasze gratulacje!- wrzasnęły dziewczyny chórem, kiedy tylko przekazałam im wiadomość o ciąży.
- No nie wierzę, ale Klaus ma niezłego cela- powiedziała Elena.- Strzelił ci podwójnego gola- uśmiechnęła się.- Kto by pomyślał, w końcu początki waszego małżeństwa nie były łatwe.
- Eleno, nie należysz do osób delikatnych- zauważyła Bonnie.- Ważne, żeby byli szczęśliwi, nieistotne jak układało się między nimi kiedyś.
- My z Katie, wiedziałyśmy o wszystkim wcześniej- powiedziała Vanessa, aby przerwać dyskusje dziewczyn, a my spojrzałyśmy na nią pytająco.- Jason, nie należy do najbardziej dyskretnych ludzi na tym świecie- uśmiechnęła się.
- Właśnie Caroline, jak tam sprawa Klausa?- zapytała Katie.- W kwestii życia prywatnego niezły z niego gaduła, natomiast jeżeli chodzi o sprawy zawodowe, milknie jak grób. W sumie się nie dziwię, ale umieramy z Vanessą z ciekawości, więc może ty nam coś powiesz?
- Teraz już nie ma o czym rozmawiać. Klaus, powiedział, że nie będzie musiał już chodzić na policje. Jeżeli dobrze zrozumiałam, on jest już poza podejrzeniami, a w dalszej sprawie nie mają innych podejrzanych i nie wiemy co będzie dalej. Szczerze, nie obchodzi mnie to, ważne że Klaus już nie ma z tym nic wspólnego i możemy razem myśleć o naszych dzieciach.
- Nareszcie trochę snobizmu z twojej strony- pochwaliła mnie Elena.- Myślałam, że już nigdy tego nie zrobisz.
- Muszę teraz myśleć o sobie- pogładziłam się po jeszcze płaskim brzuchu.- A właściwie o naszej trójce.
- Przepraszam, że się wtrącam, ale jest pani w ciąży?- przede mną stał Marcel Gerard.- Moje gratulacje. Niech pani przekaże Niklausowi, żeby cieszył się tym szczególnym czasem, dopóki jeszcze go ma- nie wiem dlaczego, ale poczułam, że to była zawoalowana groźba.
Dziękuje przekaże- powiedziałam starając się zachować spokój.- Pan wybaczy, ale chciałabym jeszcze chwile spędzić w towarzystwie moich przyjaciółek- Marcel nic więcej nie powiedział.
- On jawnie groził Tobie i Klausowi- zauważyła Elena, kiedy tylko odszedł.- Powinnaś jak najszybciej powiedzieć o tym Nikowi.
- Nie, on za dużo ostatnio przeżył- odpowiedziałam.- Marcel, nic nie może nam zrobić, a teraz dziewczyny, przepraszam ale muszę iść- wstałam i wyszłam, nie chciałam, za nic nie chciałam przyznać, że Elena miała rację.
_____________________________________________
Tak jak obiecałam przepisałam rozdział osiemnasty. Robi się ciekawie i coraz bardziej niebezpiecznie.

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rozdział siedemnasty

- I co wypuszczą Klausa?-zapytałam Jasona, kiedy tylko przekroczył próg naszego domu. Nie spałam całą noc i byłam rozchwiana.- No mów coś!- podniosłam na niego głos.- Nie chciałam, przepraszam.
- Nic nie szkodzi- powiedział.- To zrozumiane, że tak reagujesz. Klausa, wypuszczą za dnie godziny, wtedy będziecie mogli porozmawiać na spokojnie- dodał.
- Jason, czy...czy on się do tego przyznał?- zapytałam, byłam zdruzgotana.
- Caroline, gdyby były jakieś dowody na to, że Klaus to zrobił, gdyby się przyznał, zapewniam cie, że by go nie wypuścili- powiedział.- Spokojnie, niedługo wróci do domu i wszystkiego się dowiesz- przytulił mnie.- Esther i bracia Klausa zaraz tutaj będą, już z nimi rozmawiałem.
- Całkowicie o nich zapomniałam- zawstydziłam się.- Powinnam z nimi porozmawiać zanim zadzwoniłam do Ciebie.
- Teraz jedyne co powinnaś zrobić to położyć się i przespać- powiedział.- Zajmę się dziećmi dopóki nie dotrą tutaj pozostali, a później wrócę wieczorem żeby porozmawiać z Tobą i Klausem- dodał.
- Nie, nie poczekam, aż Klaus wróci- powiedziałam.- Zapewne i tak nie zasnę- dodałam.- Możesz pójść do domu, ty też miałeś trudną noc.
- Caroline, nie martw się o mnie, tylko idź się położyć- odpowiedział.- Obudzę Cie, kiedy już przyjedzie Klaus.
- Dobrze, ale gdybyś miał jakieś problemy z dziećmi również masz mnie obudzić- powiedziałam.- Teraz są na górze, bawią się, gdyby zgłodniały wszystko jest przygotowane w kuchni.
- Nie martw się, poradzę sobie- powiedział, a ja poszłam na górę.

***

- Caroline- pocałowałem ją, zaczęła się wybudzać.
- Klaus wróciłeś- powiedziała sennie.- Powiedz, że to był tylko zły sen- poprosiła.
- Nie mogę, kochanie- odpowiedziałem.- Ale nie martw się, wkrótce będzie po wszystkim i zostanie tylko złe wspomnienie, obiecuje.
- Klaus powiedz, że oni już nie wrócą- wiedziałem, że przez zmęczenie nie potrafi zebrać myśli.- Przecież tego nie zrobiłeś, znam cie i wiem, że nie mógłbyś zrobić czegoś podobnego- jej wiara dodawała mi sił.
- Oczywiście, że tego nie zrobiłem- powiedziałem.- W czasie kiedy ktoś zamordował Leilę, nasza córka zdmuchiwała świeczki ze swojego tortu- dodałem.- Byłaś tam i ja również.
- Klaus, czy ta kobieta mówiła prawdę- zapytała.- To na temat twojego ojca?
- Sprawa Mikaela, to bardzo skomplikowane- powiedziałem, wiedząc że nadszedł czas na powiedzenie prawdy.- Mój ojciec zginął...On umarł od...- nie wiedziałem jak to powiedzieć.- Skręcił kark spadając ze schodów- powiedziałem po prostu.- Miałem wtedy szesnaście lat. Tego dnia pokłóciliśmy się kolejny raz o jakąś bzdurę i zaczęliśmy się szarpać- nie mogłem mówić dalej, ale musiałem.- Byliśmy przy schodach, on się cofnął i spadł, próbowałem go złapać, ale było za późno.
- Nie osądzili cie, bo byłeś za młody?- zdziwiłem się jej opanowaniem.
- Nawet nie próbowano, ponieważ całe wydarzenie uznano za wypadek- odpowiedziałem.- Caroline, dobrze się czujesz?- zapytałem.
- Tak, to tylko środki uspokajające- odpowiedziała.- Klaus, jak ja Cie kocham- dodała po chwili.- Nie mogę Cie stracić- przytuliła mnie.
- Caroline, ja też cie kocham- pocałowałem ją.- Wiesz, dzieci są u mojej mamy- powiedziałem, a ona pociągnęła mnie na łóżko.

- Nie postawiono Ci żadnych zarzutów- powiedział Jason.- Nie możesz tylko opuszczać kraju. Na kilka tygodni śledztwo stoi w miejscu, ponieważ musimy poczekać na wyniki badań. Według mnie powinniście żyć jak do tej pory, funkcjonować normalnie.
- Czy to znaczy, że na Klausie nie ciąży żaden cień?- zapytała Caroline.- Zrozum jak mamy przejść z tym do porządku dziennego?
- Tak jak powiedziałem, Klaus nie może opuszczać kraju, ale niczego mu nie zarzucono- odpowiedział.- Wiem, że macie swoje obowiązki, więc Nik wraca na plan, a ty Caroline słyszałem, że dostałaś propozycje pracy w szpitalu, a Elijah już złożył wniosek o zniesienie twojego zakazu wykonywania zawodu- powiedział.- Z tego co mi przekazał, sędzia już go rozpatruje i najprawdopodobniej w przyszłym tygodniu odbędzie się rozprawa.
- Myślę, że nie powinnam w tej sytuacji zaczynać jakiejkolwiek pracy- powiedziała Caroline.- Teraz Klaus, bardziej potrzebuje mojego wsparcia
- To wspaniałe z Twojej strony, że myślisz o mnie- bardzo mnie to cieszyło.- Ale uważam, że powinnaś być bardziej samolubna i pójść przynajmniej zobaczyć jak ci się będzie podobała ta praca- powiedziałem.
- Widzisz Caroline, Klaus ma racje- poparł mnie Jason.- Może to zabrzmi okrutnie, ale powinnaś pomyśleć o sobie i swojej przyszłości, w końcu to z jego winy twoje życie wywróciło się do góry nogami- uśmiechnął się do mnie.
- Dwóch na jedną, to nie jest sprawiedliwe- powiedziała, również się uśmiechając.- Skoro nalegacie, pójdę najpierw do sądu, a później na spotkanie z tym Williamem Gothem, o którym mówił Elijah.
- Teraz was zostawię- powiedział Jason.- Nic tutaj po mnie, będę was informował na bieżąco o wynikach śledztwa. Do usłyszenia- wyszedł.
- Caroline, dobrze się czujesz?- zapytałem, widząc że zaczęła się krzątać po pokoju bez słowa.- Wiem, że wszystko odbija się na Tobie, ale zobaczysz wszystko zaraz wróci no normy.
- Boje się, Klaus- powiedziała w końcu.- Dlaczego, kiedy nasze życie zaczęło się wreszcie układać, wszystko musiało się zawalić?- przytuliłem ją.
- Zobaczysz, za kilka tygodni, kiedy przyjdą wyniki badań i okaże się, że nie ja to zrobiłem, nasze życie wróci do normalności- powiedziałem.- A do tej pory będziemy starać się, żeby dzieci niczego nie zauważyły, dobrze?- zapytałem.
- Dobrze Klaus, czy ty już jutro wrócisz do pracy?- zapytała.- Chciałabym żebyś został w domu, w końcu tak jak powiedział Jason, w przyszłym tygodniu jest rozprawa, a do tego Cassie i Oskar idą do przedszkola i sama chyba nie dam sobie z tym wszystkim rady- powiedziała.
- Jeżeli chcesz, mogę zadzwonić do mojego szefa i załatwić sobie dwa tygodnie urlopu- odpowiedziałem.- Ja zajmę się naszymi dzieciakami, a ty skup się tylko i wyłącznie na sobie, okej?- zapytałem.
- Łatwo ci mówić- odpowiedziała.- Jednak dobrze, dziękuje bardzo, że robisz to dla mnie.
- Chodźmy teraz spędzić trochę czasu z dziećmi- powiedziałem.- Bardzo się za nimi stęskniłem, mimo że minęło tylko kilka godzin- dodałem.

***

Tydzień później:

- Bardzo się denerwuje- powiedziałam.- Klaus, powiedz jak ja wyglądam, czy tak mogę iść do sądu?- Mogłam założyć dłuższą sukienkę- cała, aż się trzęsłam z nerwów.
- Kochanie, wyglądasz cudownie- powiedział z uśmiechem.- Zobaczysz dzisiaj będziesz mogła wrócić do swojej wymarzonej pracy. Mój brat zrobi awanturę, jeżeli wam się nie uda- nie mogła się nie uśmiechnąć.
- Jesteście- usłyszeliśmy krzyk Elijah'y.- Już myślałem, że coś się stało. Caroline gotowa?- pokiwałam głową.- Dobrze, sędzia już czeka, chodźmy.

Godzinę później:

- I co udało się?- zapytał Klaus, kiedy tylko wyszłam.- Masz bardzo niewyraźną minę.
- Mogę ponownie być chirurgiem!- wrzasnęłam, rzucając mu się w ramiona.- Sędzia powiedział, że ten wyrok to jakaś kompletna pomyłka i cofnął zakaz- wreszcie jakieś dobre wieści.
- Bardzo się cieszę- pocałował mnie.- Co robimy? Idziemy na jakiś uroczysty obiad czy drinka?- zapytał.
- Niestety, ja nie mogę iść z wami- powiedział Elijah.- Za godzinę mam kolejną rozprawę, ale wy bawcie się dobrze- pocałował mnie w policzek, uściskał Klausa i odszedł.
- To co robimy?- ponowił pytanie.- Może jakieś dobre wino?
- Wiesz co, teraz o wiele bardziej wolałabym odebrać dzieciaki z przedszkola i zrobić grilla w naszym ogródku- odpowiedziałam.- Co ty na to?
- Bardzo chętnie- odpowiedział.- Czy znana pani chirurg, zechce spojrzeć na swojego uniżonego sługę?- uśmiechnęłam się
- Wie pan, taki utalentowany i przystojny sługa to skarb- odpowiedziałam całując go.- To należy teraz się pospieszyć, nasze dzieci czekają- pociągnęłam go za sobą.

- Uważaj zaraz Ci upa...- nie dokończyłam, ponieważ Oskarowi już wypadł widelec z rączki.- Chodź pomogę Ci- wzięłam chusteczkę i zaczęłam mu wycierać ketchup z koszulki.
- Kto chce jeszcze dokładkę?- zapytał Klaus, który ewidentnie popisywał się przy grillu.
- Ja! Ja!- krzyknęły dzieciaki chórem.
- Proszę się nie pchać- powiedział.- Mistrz grilla za chwile dokończy najlepsze hamburgery jakie mieliście okazje jeść w swoim życiu- uśmiechnęłam się widząc jaki Klaus jest szczęśliwy.
- Chyba powinnam być zazdrosna- powiedziałam, przytulając się do jego pleców.- Rozpieszczasz nasze dzieci, a co ze mną?- zapytałam.- Czy szykuje pan, coś dla mnie?- uśmiechnął się tajemniczo.
- Czy ma pani, jakieś konkretne oczekiwania?- zapytał.- To ja już nie wystarczam?
- No nie wiem, nie wiem- powiedziałam.- Pamięta pan, jak zaczęliśmy się umawiać na randki? Nie zaszkodzi, jeżeli znów to powtórzymy, albo nie wystarczy wspólny wieczór, jakaś kąpiel, dobre wino i...- pocałował mnie.
- Przepraszamy, że przeszkadzamy- oderwaliśmy się od siebie.- Musi pan, pójść z nami- to byli ci dwaj policjanci.- Wystąpiły nowe okoliczności, które wymagają pana wyjaśnień- chcieli założyć Klausowi kajdanki.
- Nie proszę tego nie robić- powiedział.- Dzieci na nas patrzą, nie chce żeby widziały jak ich ojca wyprowadzają skutego w kajdanki. Pójdę dobrowolnie- dodał.- Caroline, powiadom Jasona, kocham cie- odeszli do samochodu.
- Mamusiu, co to za panowie zablali tatusia?- zapytała Cassie.
- Tata, musi coś załatwić- odpowiedziałam.- Niebawem do nas wróci. Chodźcie muszę zadzwonić do wujka Jasona- wzięłam ich za rączki i szybko weszliśmy do domu.
_______________________________________________________
Jakoś tak wyszło, że napisałam rozdział. Dzisiaj nie czuje się najlepiej i muszę siedzieć w domu, a jako że mi się nudzi zaczęłam pisać, mam nadzieję, że wam się podoba.