- Spójrz tylko na te łóżeczka- powiedziała Elena, kiedy wyszliśmy do kolejnego sklepu z akcesoriami dla dzieci.- Caroline, tak swoją drogą, przecież Klaus powinien być tutaj z Tobą.
- Nie mów mi takich rzeczy. Klaus, wariuje w ostatnich tygodniach. Dzisiaj ledwo udało mi się go namówić, żeby poszedł do pracy. Cassie, Oskar, wracajcie tutaj natychmiast!- krzyknęłam, ponieważ dzieciaki zbyt energicznie wytrwały się do przodu.- W takich chwilach jestem przerażona, jak dam sobie rade, kiedy dołączą do nich kolejne dwa łobuzy.
- Kochana, doskonale wiesz, że na mnie i Bonnie zawsze możesz liczyć. Odkąd przeprowadziliśmy się do Los Angeles możemy być przy tobie dwadzieścia cztery godziny na dobę, no może trochę mniej, trzeba odliczyć pracę. Poza tym twoja mama także coś wspominała o przeprowadzce- jakie one są wspaniałe.
- Nawet mi nie wspominaj, ostatnio cały czas, opowiada o tym, że nie może przegapić dorastania kolejnych wnuków. Zaczęli z tatą szukać nowego mieszkania.
- Powinnaś się cieszyć, będziesz miała pomoc o każdej porze dnia. Chociaż ciocia Liz nie należy do najłatwiejszych i za pewne, po miesiącu będziesz miała jej dość, ale to twoja mama i kocha cie ponad życie.
- Masz rację, zawsze mogę wymyślić jakąś wymówkę, żeby zbytnio nie wtrącała się w moje życie. Oskar, Kasandra chodźcie już, pora do domu, umówiłam się z Elijah'ą. Biedak wyjeżdża jutro znowu do Nowego Jorku, wiesz jak to mówi, musi pilnować interesów. Odezwę się do Ciebie jutro.- uściskałam ją i razem z dziećmi powoli poszliśmy do samochodu. Usadowienie się w aucie zajęło nam trochę czasu, ponieważ Cassie i Oskar postanowili po protestować.
- No nareszcie, mamy pół godziny do spotkania z wujkiem Elijah'ą a wiecie, że nie lubi jak się spóźnimy. Zadzwonię do niego- wyciągnęłam telefon i wykręciłam numer.- Elijah, spóźnimy się kilka minut, wiesz jak to jest, kiedy dzieciaki nie chcą współpracować. Tak, tak daj nam dziesięć dodatkowych minut, muszę jeszcze zatankować. Elijah, coś jest nie ta- wpadłam w panikę.- Nie mam hamulców, Elijah, nie mogę zahamować! Ratunku!- zaczęłam trąbić na nadjeżdżające samochody. Później poczułam szarpnięcie i zapadła ciemność.
***
- Elijah, Braciszku wiesz co z nimi?- zapytałem, wpadając do poczekalni w szpitalu, do którego
przywieźli Caroline, Oskara i Cassie.- Co się właściwie stało? Gdzie jest lekarz?!- byłem przerażony.
- Niklaus, oddychaj spokojnie. Lekarz, powiedział, że będzie rozmawiał tylko z ojcem i mężem swoich pacjentów. Mnie nie chciał niczego powiedzieć.
- Dzień dobry, nazywam się Niklaus Mikaelson, chciałbym dowiedzieć się czegoś na temat stanu zdrowia Caroline, Oskara oraz Kasandry Mikaelson, zostali przyjęci na oddział około dwóch godzin temu- powiedziałem do pierwszego napotkanego lekarza.
- Dzień dobry, Michael Morales, to ja zajmuję się pana rodziną. Niestety nie mam dla pana najlepszych wieści. Pańska żona, owszem czuje się dobrze, właściwie można powiedzieć, że najlepiej z całej trójki. Jej ciąży również nie zagraża niebezpieczeństwo. Jednak z dziećmi jest o wiele gorzej. Chłopca utrzymujemy w śpiączce farmakologicznej, ze względu na duży obrzęk mózgu, natomiast dziewczynka doznała wielu złamań, boimy się, że będzie sparaliżowana od pasa w dół. Bardzo mi przykro.
- Mogę się zobaczyć z żoną?- zapytałem, miałem wrażenie, że wszystko co powiedział lekarz, dotyczy zupełnie innych ludzi, a nie tylko mojej rodziny.
- Oczywiście, proszę za mną- poprowadził mnie śnieżnobiałym korytarzem do jednej z sal. Na szpitalnym łóżku, leżała moja Caroline, jednak wcale nie przypominała samej siebie. Była przerażająco blada, ale żyła i to było najważniejsze.
- Niklaus, dlatego nie chcą mi powiedzieć co z naszymi dziećmi?- zapytała, kiedy tylko do niej podszedłem.- Powiedz coś, błagam!- nie wiedziałem, czy jest na to gotowa.
- Ciąża nie jest zagrożona- zacząłem.- Jednak z Cassie i Oskarem nie jest najlepiej. Oskar jest w śpiączce, a naszej córce grozi paraliż- sam nie mogłem uwierzyć w rzeczowość swojego tonu, co mi się stało.
- Muszę jak najszybciej ich zobaczyć!- krzyknęła, zrywając się z łóżka.- Klaus, dlatego zachowujesz się jakbyś miał to wszystko w nosie!?- zaczęła mną szarpać.- Człowieku otrząśnij się, nasze dzieci są w złym stanie i nie wiadomo co z nimi będzie!
- Caroline, spokojnie- ponownie położyłem ją na łóżku.- Zajmę się wszystkim jak należy, ty musisz odpocząć, pomyśl o dzieciach, których się spodziewasz- wiedziałem, że to ją przekonało, ponieważ spokojnie ułożyła się na poduszkach.
- Klaus, wrócisz kiedy tylko się czegoś dowiesz, prawda?- niespodziewanie naszą rozmowę przetrwało wejście pielęgniarki.
- Pani Mikaelson, potrzebuję odpoczynku, a nie takich emocji - posłała mi mordercze spojrzenie.
- Oczywiście, Caroline wrócę, kiedy uda mi się ustalić co z maluchami.
Kiedy wyszedłem na korytarz zauważyłem, że Elijah gorączkowo rozmawia z Bonnie, Eleną, Katie i Vanessa. Nie wyglądali jakby to było towarzyskie spotkanie.
- Dziewczyny, co wy tutaj robicie?- zapytałem, nie byłem szczególnie zaskoczony, ale coś mi mówiło, że one wiedzą coś, co mi się nie spodoba.
- Klaus, bo my, my wiemy dlatego Caroline i dzieci miały wypadek. Dwa miesiące temu, właśnie wtedy, gdy dowiedzieliście się, że Care jest w ciąży, w kawiarni spotkałyśmy Marcela Gerarda- wiedziałem co chce przez to powiedzieć.- On powiedział coś bardzo dziwnego, coś co zabrzmiało jak groźba.
- Powiedział, że musisz się cieszyć tym czasem dopóki go jeszcze masz- wtrąciła Katie.
- A to sukinsyn!- wrzasnąłem na tyle głośno, że ludzie w poczekalni na nas spojrzeli.- Trzeba to zgłosić na policję, on chciał zabić moją rodzinę!
- Już to zrobiłem, bracie. Załatwiłem również sprawę z samochodem, sprawdzą wszystko i będziemy mieli pewność.
- Panie Mikaelson, mam wyniki pana dzieci. Wszystko wskazuje na to, że obrzęk mózgu u pana syna bardzo powoli, ale systematycznie ustępuje. Mam również dobre wiadomości odnośnie pana córki, wzbudziła się i kontaktuje, chce się widzieć z panem albo żoną. Niestety, musieliśmy podać jej środki uspokajające, ponieważ tak jak powiedziałem, wystąpił paraliż dolnych partii ciała.
- Czy, czy to może ustąpić? Czy ona będzie kiedyś chodziła? Mogę do niej pójść?
- Jeżeli chodzi o stan jej zdrowia, na dzień dzisiejszy nie jesteśmy w stanie ani powiedzieć, że będzie chodzić czy też nie, jednak jesteśmy dobrej myśli. Oczywiście może Pan do niej pójść, czeka na Pana, jest w pokoju na końcu korytarza.
- Jeżeli przyjedzie policja, proszę powiadomcie mnie- zwróciłem się do pozostałych.- Muszą wiedzieć wszystko o poczynaniach Marcela Gerarda.
Kiedy zobaczyłem Cassie, o mały włos serce mi nie pękło. Cała aparatura, do której była podłączona przyprawiała mnie o dreszcze. Moja mała dziewczynka, była blada i taka krucha, zasługiwała na same pomyślności w życiu, a nie na leżenie w szpitalu, do tego jeszcze z widmem kalectwa.
- Cześć księżniczko, jak się czujesz?- przysiadłem na jej łóżku.- Nie jest Ci zbyt wygodnie, co?- próbowałem na wszelkie sposoby rozładować atmosferę, żeby tylko nie myślała o tym co ją spotkało.
- Tatusiu, nie czuję nóg- zaczęły jej lecieć łzy.- Co się dzieje? Gdzie mamusia i Oskal?
- Córeczko, mama leży na sali obok, a Oskar jeszcze śpi- boże co ja jej miałem powiedzieć.- Jesteście w szpitalu, mieliście wypadek. Nie myśl teraz o tym, niedługo wszystko wróci do normy i razem wrócimy do domu.
- A co z Tobą tatusiu? Dobze się czujes?- zapytała.- Nie maltw się, wsystko bedzie dobze, bede dzielna i sypko wyzdlowieje. A cy z maluskami tez dobze?- moja mała, dzielna dziewczynka, o mały włos się nie rozpłakałem.
- Nie myśl teraz o mnie- pogłaskałem ją po policzku.- Z maluchami i mamusią wszystko w porządku, kiedy tylko mama będzie mogła wstać, na pewno do Ciebie przyjdzie.
- To dobze- uśmiechnęła się.- Powies jej, ze baldzo ich kocham? Jestem zmencona, ide spac, zostanies przy mnie?
- Oczywiście, zawsze przy tobie będę, w końcu jesteś moją księżniczką, kocham cie najbardziej na świecie- pocałowałem ją w czoło i poczekałem, aż zasnęła.
Kiedy ponownie wyszedłem na korytarz, zauważyłem że policja już przyjechała i rozmawia z pozostałymi.
- Mówię panu, że Marcel Gerard, groził naszej przyjaciółce- cała Vanessa, nigdy nie umiała zachować się spokojnie.- Byłyśmy tego świadkami, więc proszę jak najszybciej się mu przyjrzeć.
- Przepraszam państwa- wtrąciłem się.- Niklaus Mikaelson, chciałbym się czegoś dowiedzieć, ustaliliście coś?
- Dzień dobry, mamy kilka ustalonych faktów. Wszystko wskazuje na to, że ktoś chciał zabić pana rodzinę, przewody hamulcowe zostały przecięte, co niepodważalnie sugeruje usiłowanie zabójstwa. Ma Pan jakieś podejrzenia, odnośnie tego kto mógłby to zrobić? Ktoś Panu groził? Ma Pan jakiś wrogów?
- Tak jak powiedziała koleżanka, jedyną osobą, która mogła chcieć krzywdy mojej rodziny jest Marcel Gerard. Mamy kilka nieporozumień z dawnych lat, więc tak zdecydowanie tylko on miał jakiś motyw.
- Proszę powiedzieć jakie nieporozumienia występowały między panami?
- Marcel Gerard, był kochankiem mojej pierwszej żony, Rebeki- powiedziałem bez emocji.
- Zbadamy dokładnie całą sytuacje, a pana proszę o stawienie się na komisariacie, państwa to również dotyczy. Na dzień dzisiejszy to wszystko z naszej strony- powiedział policjant.- W razie jakichkolwiek pytań, będziemy w kontakcie.
Policjanci wyszli, a ja poczułem jak ogarnia mnie niewyobrażalna wściekłość. Musiałem wszystko załatwić.
- Nie pozwolę, żeby Marcel krzywdził moją żonę i dzieci i nie poniósł żadnych konsekwencji. Załatwię go, nie będę bezczynnie siedział i czekał, aż policja łaskawie coś zrobi.
- Niklaus, co zamierzasz zrobić?- zapytał Elijah.
- Wymiarze sprawiedliwości- już zmierzałem do wyjścia.
- Bracie, tylko nie rób głupot- usłyszałem jeszcze krzyk Elijah'y za sobą.
Jechałem do domu Marcela z zawrotną prędkością, nie zważając na to, że zagraża to innym ludziom. Jak on miał czelność tknąć moją rodzinę! Powinien odegrać się na mnie, ale moi bliscy są nietykalni. Zaparkowałem pod bramą jego willi i zadzwoniłem domofonem.
- Niklaus Mikaelson, zamierzam zobaczyć się z pani szefem- powiedziałem, słysząc kobiecy głos w głośniku.
Brama powoli się otworzyła i mogłam wjechać na podjazd. Marcel czekał na mnie przed drzwiami wejściowymi.
- Czym zasłużyłem sobie na zaszczyt, że sam Niklaus Mikaelson przyjeżdża do mojego domu?- zapytał, kiedy tylko wysiadłem z samochodu.
- Ty sukinsynu, jak śmiałeś ich zaatakować!- praktycznie rzuciłem się na niego.- Mnie możesz zrobić wszystko, ale oni są niewinni!- zaczęliśmy się tarzać po chodniku. Zapewne trwało by to jeszcze długo, gdyby nie to, że ochroniarze nas rozdzielili.- Puszczajcie mnie, to sprawa między nami!- zacząłem szarpać się z jednym z nich.
- Proszę się uspokoić- powiedział.- Proszę również natychmiast opuścić tą posesję, inaczej będziemy zmuszeni wezwać policję.
- To jeszcze nie koniec- powiedziałem, podchodząc do Marcela.
- Ja myślę, że jednak koniec- odpowiedział.- Radziłbym, żebyś zajął się swoją rodziną. Swoją drogą pozdrów piękną Caroline.
Już wiedziałem, że miał z tym wypadkiem coś wspólnego.
- Co ci się stało?- zapytałam, kiedy Klaus przyszedł do mojego pokoju.- Gdzie ty byłeś tak długo?- zaniepokoiłam się, widząc jego zapuchnięta twarz.
- To nic takiego- czułam, że mnie zbył.- Widziałem Cassie, czuje się dobrze, ale jak powiedział lekarz na razie nie będzie chodzić. Jest bardzo dzielna, kazała ci powiedzieć, że bardzo cie kocha.
- Moja cudowna dziewczynka- poczułam łzy pod powiekami.- Lekarz powiedział, że jeżeli wszystko będzie dobrze, jutro pozwolą mi ją odwiedzić, podobno z Oskarem również jest lepiej, ale musimy poczekać, aż go wybudza, żeby się z nim zobaczyć. Klaus, widzę, że mnie nie słuchasz, mów natomiast co ukrywasz.
- Byłem u Marcela- spojrzałam na niego zdziwiona.- Dlaczego nie powiedziałaś, że spotkałaś go dwa miesiące temu? Dziewczyny, powiedziały, że nam groził, że mi groził.
- Po co tam poszedłeś?- zapytałam, za wszelką cenę chciałam uniknąć rozmowy o Marcelu
- Policja, ustaliła, że twoje przewody hamulcowe zostały przecięte i jak się domyślasz, podejrzewam Marcela. Chciałem z nim porozmawiać.
- Jak widzę kiepsko ci poszło- powiedziałam sarkastycznie.
- Ten łajdak zapłaci mi za każde wasze cierpienie. Obiecuję Caroline, będę was chronił.
- Kochanie, nie ochronisz mnie i dzieci przed każdym złem tego świata. Chcę tylko, żebyś przy nas był. Kocham Cię i wiem ile dla ciebie znaczy nasza rodzina- zobaczyłam w jego oczach łzy i wiedziałam, że pozwala sobie na nie po raz pierwszy, dzisiejszego dnia.
_______________________________________________
Rozdział jest, jednak nie wiem czy wam się podoba. Trudno mi się podoba i będzie jak ma być. KOMENTUJCIE...
przywieźli Caroline, Oskara i Cassie.- Co się właściwie stało? Gdzie jest lekarz?!- byłem przerażony.
- Niklaus, oddychaj spokojnie. Lekarz, powiedział, że będzie rozmawiał tylko z ojcem i mężem swoich pacjentów. Mnie nie chciał niczego powiedzieć.
- Dzień dobry, nazywam się Niklaus Mikaelson, chciałbym dowiedzieć się czegoś na temat stanu zdrowia Caroline, Oskara oraz Kasandry Mikaelson, zostali przyjęci na oddział około dwóch godzin temu- powiedziałem do pierwszego napotkanego lekarza.
- Dzień dobry, Michael Morales, to ja zajmuję się pana rodziną. Niestety nie mam dla pana najlepszych wieści. Pańska żona, owszem czuje się dobrze, właściwie można powiedzieć, że najlepiej z całej trójki. Jej ciąży również nie zagraża niebezpieczeństwo. Jednak z dziećmi jest o wiele gorzej. Chłopca utrzymujemy w śpiączce farmakologicznej, ze względu na duży obrzęk mózgu, natomiast dziewczynka doznała wielu złamań, boimy się, że będzie sparaliżowana od pasa w dół. Bardzo mi przykro.
- Mogę się zobaczyć z żoną?- zapytałem, miałem wrażenie, że wszystko co powiedział lekarz, dotyczy zupełnie innych ludzi, a nie tylko mojej rodziny.
- Oczywiście, proszę za mną- poprowadził mnie śnieżnobiałym korytarzem do jednej z sal. Na szpitalnym łóżku, leżała moja Caroline, jednak wcale nie przypominała samej siebie. Była przerażająco blada, ale żyła i to było najważniejsze.
- Niklaus, dlatego nie chcą mi powiedzieć co z naszymi dziećmi?- zapytała, kiedy tylko do niej podszedłem.- Powiedz coś, błagam!- nie wiedziałem, czy jest na to gotowa.
- Ciąża nie jest zagrożona- zacząłem.- Jednak z Cassie i Oskarem nie jest najlepiej. Oskar jest w śpiączce, a naszej córce grozi paraliż- sam nie mogłem uwierzyć w rzeczowość swojego tonu, co mi się stało.
- Muszę jak najszybciej ich zobaczyć!- krzyknęła, zrywając się z łóżka.- Klaus, dlatego zachowujesz się jakbyś miał to wszystko w nosie!?- zaczęła mną szarpać.- Człowieku otrząśnij się, nasze dzieci są w złym stanie i nie wiadomo co z nimi będzie!
- Caroline, spokojnie- ponownie położyłem ją na łóżku.- Zajmę się wszystkim jak należy, ty musisz odpocząć, pomyśl o dzieciach, których się spodziewasz- wiedziałem, że to ją przekonało, ponieważ spokojnie ułożyła się na poduszkach.
- Klaus, wrócisz kiedy tylko się czegoś dowiesz, prawda?- niespodziewanie naszą rozmowę przetrwało wejście pielęgniarki.
- Pani Mikaelson, potrzebuję odpoczynku, a nie takich emocji - posłała mi mordercze spojrzenie.
- Oczywiście, Caroline wrócę, kiedy uda mi się ustalić co z maluchami.
Kiedy wyszedłem na korytarz zauważyłem, że Elijah gorączkowo rozmawia z Bonnie, Eleną, Katie i Vanessa. Nie wyglądali jakby to było towarzyskie spotkanie.
- Dziewczyny, co wy tutaj robicie?- zapytałem, nie byłem szczególnie zaskoczony, ale coś mi mówiło, że one wiedzą coś, co mi się nie spodoba.
- Klaus, bo my, my wiemy dlatego Caroline i dzieci miały wypadek. Dwa miesiące temu, właśnie wtedy, gdy dowiedzieliście się, że Care jest w ciąży, w kawiarni spotkałyśmy Marcela Gerarda- wiedziałem co chce przez to powiedzieć.- On powiedział coś bardzo dziwnego, coś co zabrzmiało jak groźba.
- Powiedział, że musisz się cieszyć tym czasem dopóki go jeszcze masz- wtrąciła Katie.
- A to sukinsyn!- wrzasnąłem na tyle głośno, że ludzie w poczekalni na nas spojrzeli.- Trzeba to zgłosić na policję, on chciał zabić moją rodzinę!
- Już to zrobiłem, bracie. Załatwiłem również sprawę z samochodem, sprawdzą wszystko i będziemy mieli pewność.
- Panie Mikaelson, mam wyniki pana dzieci. Wszystko wskazuje na to, że obrzęk mózgu u pana syna bardzo powoli, ale systematycznie ustępuje. Mam również dobre wiadomości odnośnie pana córki, wzbudziła się i kontaktuje, chce się widzieć z panem albo żoną. Niestety, musieliśmy podać jej środki uspokajające, ponieważ tak jak powiedziałem, wystąpił paraliż dolnych partii ciała.
- Czy, czy to może ustąpić? Czy ona będzie kiedyś chodziła? Mogę do niej pójść?
- Jeżeli chodzi o stan jej zdrowia, na dzień dzisiejszy nie jesteśmy w stanie ani powiedzieć, że będzie chodzić czy też nie, jednak jesteśmy dobrej myśli. Oczywiście może Pan do niej pójść, czeka na Pana, jest w pokoju na końcu korytarza.
- Jeżeli przyjedzie policja, proszę powiadomcie mnie- zwróciłem się do pozostałych.- Muszą wiedzieć wszystko o poczynaniach Marcela Gerarda.
Kiedy zobaczyłem Cassie, o mały włos serce mi nie pękło. Cała aparatura, do której była podłączona przyprawiała mnie o dreszcze. Moja mała dziewczynka, była blada i taka krucha, zasługiwała na same pomyślności w życiu, a nie na leżenie w szpitalu, do tego jeszcze z widmem kalectwa.
- Cześć księżniczko, jak się czujesz?- przysiadłem na jej łóżku.- Nie jest Ci zbyt wygodnie, co?- próbowałem na wszelkie sposoby rozładować atmosferę, żeby tylko nie myślała o tym co ją spotkało.
- Tatusiu, nie czuję nóg- zaczęły jej lecieć łzy.- Co się dzieje? Gdzie mamusia i Oskal?
- Córeczko, mama leży na sali obok, a Oskar jeszcze śpi- boże co ja jej miałem powiedzieć.- Jesteście w szpitalu, mieliście wypadek. Nie myśl teraz o tym, niedługo wszystko wróci do normy i razem wrócimy do domu.
- A co z Tobą tatusiu? Dobze się czujes?- zapytała.- Nie maltw się, wsystko bedzie dobze, bede dzielna i sypko wyzdlowieje. A cy z maluskami tez dobze?- moja mała, dzielna dziewczynka, o mały włos się nie rozpłakałem.
- Nie myśl teraz o mnie- pogłaskałem ją po policzku.- Z maluchami i mamusią wszystko w porządku, kiedy tylko mama będzie mogła wstać, na pewno do Ciebie przyjdzie.
- To dobze- uśmiechnęła się.- Powies jej, ze baldzo ich kocham? Jestem zmencona, ide spac, zostanies przy mnie?
- Oczywiście, zawsze przy tobie będę, w końcu jesteś moją księżniczką, kocham cie najbardziej na świecie- pocałowałem ją w czoło i poczekałem, aż zasnęła.
Kiedy ponownie wyszedłem na korytarz, zauważyłem że policja już przyjechała i rozmawia z pozostałymi.
- Mówię panu, że Marcel Gerard, groził naszej przyjaciółce- cała Vanessa, nigdy nie umiała zachować się spokojnie.- Byłyśmy tego świadkami, więc proszę jak najszybciej się mu przyjrzeć.
- Przepraszam państwa- wtrąciłem się.- Niklaus Mikaelson, chciałbym się czegoś dowiedzieć, ustaliliście coś?
- Dzień dobry, mamy kilka ustalonych faktów. Wszystko wskazuje na to, że ktoś chciał zabić pana rodzinę, przewody hamulcowe zostały przecięte, co niepodważalnie sugeruje usiłowanie zabójstwa. Ma Pan jakieś podejrzenia, odnośnie tego kto mógłby to zrobić? Ktoś Panu groził? Ma Pan jakiś wrogów?
- Tak jak powiedziała koleżanka, jedyną osobą, która mogła chcieć krzywdy mojej rodziny jest Marcel Gerard. Mamy kilka nieporozumień z dawnych lat, więc tak zdecydowanie tylko on miał jakiś motyw.
- Proszę powiedzieć jakie nieporozumienia występowały między panami?
- Marcel Gerard, był kochankiem mojej pierwszej żony, Rebeki- powiedziałem bez emocji.
- Zbadamy dokładnie całą sytuacje, a pana proszę o stawienie się na komisariacie, państwa to również dotyczy. Na dzień dzisiejszy to wszystko z naszej strony- powiedział policjant.- W razie jakichkolwiek pytań, będziemy w kontakcie.
Policjanci wyszli, a ja poczułem jak ogarnia mnie niewyobrażalna wściekłość. Musiałem wszystko załatwić.
- Nie pozwolę, żeby Marcel krzywdził moją żonę i dzieci i nie poniósł żadnych konsekwencji. Załatwię go, nie będę bezczynnie siedział i czekał, aż policja łaskawie coś zrobi.
- Niklaus, co zamierzasz zrobić?- zapytał Elijah.
- Wymiarze sprawiedliwości- już zmierzałem do wyjścia.
- Bracie, tylko nie rób głupot- usłyszałem jeszcze krzyk Elijah'y za sobą.
Jechałem do domu Marcela z zawrotną prędkością, nie zważając na to, że zagraża to innym ludziom. Jak on miał czelność tknąć moją rodzinę! Powinien odegrać się na mnie, ale moi bliscy są nietykalni. Zaparkowałem pod bramą jego willi i zadzwoniłem domofonem.
- Niklaus Mikaelson, zamierzam zobaczyć się z pani szefem- powiedziałem, słysząc kobiecy głos w głośniku.
Brama powoli się otworzyła i mogłam wjechać na podjazd. Marcel czekał na mnie przed drzwiami wejściowymi.
- Czym zasłużyłem sobie na zaszczyt, że sam Niklaus Mikaelson przyjeżdża do mojego domu?- zapytał, kiedy tylko wysiadłem z samochodu.
- Ty sukinsynu, jak śmiałeś ich zaatakować!- praktycznie rzuciłem się na niego.- Mnie możesz zrobić wszystko, ale oni są niewinni!- zaczęliśmy się tarzać po chodniku. Zapewne trwało by to jeszcze długo, gdyby nie to, że ochroniarze nas rozdzielili.- Puszczajcie mnie, to sprawa między nami!- zacząłem szarpać się z jednym z nich.
- Proszę się uspokoić- powiedział.- Proszę również natychmiast opuścić tą posesję, inaczej będziemy zmuszeni wezwać policję.
- To jeszcze nie koniec- powiedziałem, podchodząc do Marcela.
- Ja myślę, że jednak koniec- odpowiedział.- Radziłbym, żebyś zajął się swoją rodziną. Swoją drogą pozdrów piękną Caroline.
Już wiedziałem, że miał z tym wypadkiem coś wspólnego.
***
- Co ci się stało?- zapytałam, kiedy Klaus przyszedł do mojego pokoju.- Gdzie ty byłeś tak długo?- zaniepokoiłam się, widząc jego zapuchnięta twarz.
- To nic takiego- czułam, że mnie zbył.- Widziałem Cassie, czuje się dobrze, ale jak powiedział lekarz na razie nie będzie chodzić. Jest bardzo dzielna, kazała ci powiedzieć, że bardzo cie kocha.
- Moja cudowna dziewczynka- poczułam łzy pod powiekami.- Lekarz powiedział, że jeżeli wszystko będzie dobrze, jutro pozwolą mi ją odwiedzić, podobno z Oskarem również jest lepiej, ale musimy poczekać, aż go wybudza, żeby się z nim zobaczyć. Klaus, widzę, że mnie nie słuchasz, mów natomiast co ukrywasz.
- Byłem u Marcela- spojrzałam na niego zdziwiona.- Dlaczego nie powiedziałaś, że spotkałaś go dwa miesiące temu? Dziewczyny, powiedziały, że nam groził, że mi groził.
- Po co tam poszedłeś?- zapytałam, za wszelką cenę chciałam uniknąć rozmowy o Marcelu
- Policja, ustaliła, że twoje przewody hamulcowe zostały przecięte i jak się domyślasz, podejrzewam Marcela. Chciałem z nim porozmawiać.
- Jak widzę kiepsko ci poszło- powiedziałam sarkastycznie.
- Ten łajdak zapłaci mi za każde wasze cierpienie. Obiecuję Caroline, będę was chronił.
- Kochanie, nie ochronisz mnie i dzieci przed każdym złem tego świata. Chcę tylko, żebyś przy nas był. Kocham Cię i wiem ile dla ciebie znaczy nasza rodzina- zobaczyłam w jego oczach łzy i wiedziałam, że pozwala sobie na nie po raz pierwszy, dzisiejszego dnia.
_______________________________________________
Rozdział jest, jednak nie wiem czy wam się podoba. Trudno mi się podoba i będzie jak ma być. KOMENTUJCIE...
Wiem co przeżywa Cessie a Marcelowi się susznie oberwało dzewczyny powinny odrazu powiedzeć Klausowi dobrze,że blizniakom nic nie jest pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWiem co przeżywa Cessie a Marcelowi się susznie oberwało dzewczyny powinny odrazu powiedzeć Klausowi dobrze,że blizniakom nic nie jest pozdrawiam
OdpowiedzUsuń