piątek, 30 października 2015

Rozdział dwudziesty drugi

Tydzień później:

Cały ostatni tydzień przesiedziałam jak na szpilkach. Czekałam tylko na jakieś nowe wiadomości od Jasona. Mimo, że Klaus miał już spotkanie z sędzią i prokuratorem nikt nie raczył mnie o niczym poinformować. Zarówno telefon Jasona jak i Elijah'y milczał już od paru godzin. Bardzo się denerwowałam. Zadzwonił dzwonek do drzwi, a ja praktycznie podbiegłam w ich kierunku, na tyle na ile, pozwalał mi mój duży brzuch.
- Jason, nareszcie jesteś!- wrzasnęłam.- Gdzie jest Elijah? Dlaczego obydwaj nie odbieracie telefonu? Co z Niklausem? No mów coś wreszcie!
- Caroline, może na początek usiądź- praktycznie poradził mnie na kanapie.- Nie mam dla ciebie zbyt dobrych wiadomości. Na dzień dzisiejszy Niklaus nadal pozostaje w areszcie. Uwierz mi, robiłem wszystko co mogłem, żeby go wyciągnąć.
- Nie tylko nie to- łzy same zaczęły mi płynąć po policzkach.- Klaus, musi wyjść z więzienia, przecież ja niedługo rodzę, chce żeby był przy mnie.
- Caroline, proszę uspokój się.
- Mówiłem Ci przecież, że to bardzo zły pomysł. Moja żona jest w ciąży, jeszcze z tego wszystkiego straci nasze dzieci- do salonu wszedł Klaus.- Przepraszam, kochanie to był beznadziejny plan- podeszłam do niego i zaczęłam okładać pięściami.
- To był najgorszy żart, jaki mi wykręciłeś, słyszysz?!-czułam jednocześnie lekką złość, jak i niebywałą ulgę.- Kocham Cie, ty draniu.
- To może ja was zostawię- Jason, dyskretnie wycofał się do drzwi.

Następnego dnia:

- Powiesz mi wreszcie, o co chodziło w tej sprawie?- zapytałam, pozwalając sobie na dłuższe leżenie w łóżku następnego dnia. Strasznie bolało mnie w krzyżu, a Klaus był na tyle dobroduszny, że zajął się naszą dwójką urwisów.
- Marcela, zastrzelił Jorge Rodrigez, jeden z jego ochroniarzy. Nie zostały mi dokładnie przedstawione jego motywy, ale z tego co zdążyłem się zorientować, chodziło o jakieś porachunki, jeszcze z przeszłości, chyba chodziło o żonę tego ochroniarza. To takie w stylu Marcela, nie zrozum mnie źle, nie zasłużył na śmierć, ale muszę przyznać, że sam się o to prosił. Potrafię, zrozumieć, że facet w końcu nie wytrzymał.
- Myślisz, że to ten sam człowiek zabił Leilę?
- Nie mam pojęcia. Ale mam nadzieję, że ta sprawa również się wyjaśni. Caroline, co się stało?- uśmiechnął się.- Czyżbyś się zmoczyła?
- Niklaus, wody mi odeszły! Ale to za wcześnie, jeszcze dwa miesiące! Dzwoń po karetkę!
Po tych słowach nastąpiło prawdziwe piekło, po osiemnastu godzinach potu, wrzasku i krwi, przywitaliśmy na świecie parę bliźniąt. Bardzo żywotnego Joela oraz malutką i spokojną Michelle. Wszystkie te wydarzenia stały się niczym w porównaniu ze spojrzeniem Niklausa, kiedy po raz pierwszy wziął na rękę nasze maleństwa.
- Są wspaniali- powiedział, wycierając z policzków łzy wzruszenia.- Dziękuje Ci, to najwspanialszy prezent jaki mogłaś mi teraz dać.
- Jednak czy wszystko z nimi w porządku?- zapytałam.- W końcu urodziły się prawie dwa miesiące za wcześnie. Panie doktorze, niech pan będzie szczery.
- Rzeczywiście to dość ryzykowne. Chłopczyk jest o wiele silniejszy od dziewczynki, jednak to było do przewidzenia, że jedno z dzieci będzie większe. To, że urodziły się wcześniej również jest typowe, w przypadku ciąży bliźniaczej. Nie mamy powodów do niepokoju, wszystkie badania wskazują, że obydwoje mają się bardzo dobrze.
- To wspaniale- uśmiechnęłam się.- Ile będziemy musieli zostać w szpitalu?
- Panią będziemy mogli wypuścić już za trzy dni, jeżeli oczywiście nie wystąpią żadne komplikacje, natomiast bliźnięta zostaną na obserwacji jeszcze około dwóch no myślę, że może nawet trzech tygodni- odpowiedział.- To normalna procedura w przypadku wcześniaków, proszę się nie nie niepokoić.
- Dziękujemy bardzo- powiedział Klaus.
- Proszę się cieszyć, moje gratulacje- uśmiechnął się.- Ma pan bardzo dzielną żonę i wspaniałą dwójkę dzieciaczków.

Dwa tygodnie później:

- Tak bardzo na to czekałam- powiedziałam do Klausa, kiedy przywieźliśmy nasze maleństwa do domu.- Oskar i Cassie nie mogą się doczekać spotkania ze swoim nowym rodzeństwem.
- Cassie, cały czas o nich mówi- powiedział Klaus, wyciągając nosidełka z samochodu.- Niewiarygodne, jak te maluchy urosły przez dwa tygodnie. Czy w tym szpitalu dawali im coś na wzrost?- uśmiechnęłam się, widząc Klausa z dwoma małymi, pyzatymi kuleczkami.
- Witamy w domu- powiedział Elijah, otwierając nam drzwi.- Daj pomogę Ci bracie- wziął od Klausa nosidełko z Joelem.- Mama, Kol, Finn i dzieciaki czekają w salonie. To będzie prawdziwy cud, jeżeli mama nie wydeptała już drogi do Chin- uśmiechnął się.
- Co ty mówisz- ofuknęła go Esther.- Pokażcie mi no, te małe dwa cudeńka- nachyliła się nad Michelle i Joelem.- Boże jaka ta dwójka jest wspaniała, Caroline cudownie się spisałaś, a zapomniałabym twoi rodzice są już w drodze.
- Cudownie, moja mama nie wypuści naszych dzieci z rąk- znałam ją, aż za dobrze.- Nacieszcie się nimi dopóki jeszcze możecie- uśmiechnęłam się.
- Może wypijemy po lampce szampana?- zapytał Kol.- Żeby wasze maluchy dobrze rosły, albo nie, może trochę koniaku, na wzmocnienie.
- Kol, ja niestety nie mogę, w końcu karmię- powiedziałam.
- Mamusiu- usłyszałam nagle głos Cassie.- Mozes pokazac nam blaciska i siostzycke?- poczułam, że ktoś szarpię mnie za żakiet.- Mamusiu, plose- spojrzałam w dół, okazało się, że to Cassie stała na własnych nogach.
- Córeczko, ty chodzisz!- krzyknął Klaus, chwytając ją w objęcia.- To kolejna cudowna wiadomość w ciągu kilku dni- zaczął ją łaskotać, a mała, aż krztusiła się ze śmiechu.
- Wreszcie wszystko wraca do normalności- powiedziałam, zerkając na Oskara.- Chodź synku, poznasz swoje rodzeństwo- mały rozchmurzył się i podbiegł do nosidełek.
- Masz racje kochanie, nareszcie możemy zacząć cieszyć się swoją rodziną- powiedział Klaus, przytulając mnie.
Rzeczywiście kilka godzin później, patrząc na całą moją rodzinę, miałam wrażenie, że wszystko jest już dobrze.

Kilka dni później:

- Caroline, co ty tutaj robisz? Myślałem, że nie wrócisz do pracy przez najbliższy rok- powiedział mój szef William, kiedy kilka dni później pojawiłam się w pracy.
- Wiesz co, mam już serdecznie dość tego bezczynnego siedzenia w domu. Poza tym, teraz kiedy Klaus jest już wolny i może zająć się bliźniakami, ja postanowiłam wrócić do pracy i cieszyć się faktem przywrócenia mi prawa do wykonywania zawodu- uśmiechnęłam się.- Nie potrafię również zapomnieć o biednej pani Jenkins, miałam przeprowadzić jej operacje, tak więc wracam, koniec z lenistwem.
- Jednak, jeżeli zmieniłabyś zdanie, powiedź tylko słowo, a będziesz mogła spokojnie wrócić do swoich maluchów- powiedział.- Skoro już zdecydowałaś się wrócić, idź do tej twojej pacjentki, cały czas o ciebie dopytuje.
Kiedy weszłam do pokoju, pani Jenkins była bardzo pochłonięta wymianą zdań z koleżanką z pokoju obok.
- Pani doktor, Caroline prawda, że Donald Trump nie  może wygrać najbliższych wyborów prezydenckich?- no tak, jej zamiłowanie do polityki.- Przecież to byłaby katastrofa, nasz kraj zacząłby się cofać.
- Pani Jenkins, nie powinna się pani denerwować, ze względu na chore serce- spojrzała na mnie wyczekująco.- No dobrze, jeżeli chodzi o nasz kraj myślę, że nie jesteśmy na tyle głupi, żeby źle wybrać głowę państwa- uśmiechnęłam się, kończąc tą dyskusję. Musiałam sprawdzić czy jej stan pozwala na przeprowadzenie operacji w ciągu najbliższych dwóch, trzech dni, a później mogłam w spokoju zadzwonić do Klausa i upewnić się, czy w domu wszystko w porządku.

***

W tym samym czasie:

- Braciszku powiem ci, że jak widać radzisz sobie wspaniale- powiedział Elijah, hamując chichot.- Przepraszam- odchrząknął i spoważniał.
- Nie musisz mnie jeszcze dobijać. Doskonale wiem jak to wygląda- w domu panował totalny chaos. Nie potrafiłem sobie poradzić z natłokiem obowiązków. W salonie wszędzie walały się maskotki, kocyki, grzechotki, a w kuchni...Kuchnię wolałbym skwitować milczeniem.
- Pomogę Ci- powiedział Elijah.- Inaczej Caroline, nie wyjdzie z domu przez najbliższe dziesięć lat. Dobrze, już dobrze nie będę okrutny. Nie słyszysz, dzwoni twoja komórka- praktycznie rzuciłem się do telefonu.
- Cześć kochanie, tak wszystko jest w jak najlepszym porządku- jak na złość Joel w tym momencie wydał z siebie potworny wrzask.- Nie, nie to nic takiego. Caroline, to mały chłopiec, któremu może się coś nie podobać. Radzę sobie, nie martw się niczym tylko spokojnie skup się na pracy. Do zobaczenia, kocham cie- rozłączyłem się.- Musiałeś mnie wydać?- zapytałem, patrząc w nadal zapłakane oczy Joela.- Taki z Ciebie kumpel, tak?
- Ja się nad Tobą zlituje i zabiorę do pracy- Elijah, podwinął rękawy koszuli i zaczął ścierać z blatów w kuchni rozlane mleko, rozsypaną kaszkę i coś co wyglądało na jedzenie nie dla dzieciaków, a dla mnie.- Lepiej zainwestuj w opiekunkę, bo jak tak dalej pójdzie wasz dom stoczy się jak jakaś melina.
- Mowy nie ma! Caroline, będzie się na mnie wyżywać przez lata, jeżeli poddam się bez walki. Poza tym chce, żeby moje dzieci mnie znały, a nie tylko widywały wieczorami przed snem.
- Jak chcesz, tylko nie mów mi później, że cie nie ostrzegałem.

Dwie godziny później:

- Jutro zapewne będzie już łatwiej- zauważył Elijah.- Początki zawsze bywają trudne, tylko proszę zajmij się wszystkim po kolei.
- Będę brał pod uwagę twoje dobre rady- powiedziałem.- Dziękuje ci za to, że mi pomogłeś, naprawdę to doceniam, nawet nie wiesz jak bardzo.
- Po to masz rodzinę, właściwie, aż dziw bierze, że Liz Forbes jeszcze tutaj nie ma. Ale skoro już rodzinny kryzys mamy za sobą, przyszedłem żeby dowiedzieć się jak się czujesz? Po tym całym szaleństwie nie mieliśmy jeszcze czasu spokojnie porozmawiać.
- Co ja mam ci powiedzieć? Zapomniałem zupełnie o moim pobycie w areszcie, w końcu nie co dzień zostaje się ojcem bliźniąt. Wszystko zostało przyćmione, przez te dwa małe brzdące i to, że Cassie ponownie zaczęła chodzić.
- Nie powiesz mi, że to wszystko spłynęło po tobie jak po kaczce- zauważył.- Mnie możesz wszystko powiedzieć, nie musisz udawać twardziela, nie jestem Caroline.
- Co czuje, a co twoim zdaniem powinienem czuć? Zostałem wplątany w dwie zbrodnie, z którymi nie miałem nic wspólnego. To był najgorszy okres w moim życiu, ale przetrwałem, przetrwaliśmy to wszyscy razem. Gdyby nie ty i Jason, nie wiem jakbym sobie z tym wszystkim poradził.
- Skoro już o tym mówisz, ostatnio Jason zachowuje się bardzo dziwnie, jest poddenerwowany i nie chce powiedzieć o co chodzi.
- Dolewałem mu ostatnio oliwy do ognia, ale zapytam Caroline, może ona będzie wiedziała czy coś się stało i jak mu pomóc. W końcu są dobrymi przyjaciółmi, możliwe że coś jej powiedział, a nawet jeśli nie Caroline, ma cudowną zdolność do wyciągania z ludzi ważnych informacji.
- To jest już jakaś myśl, jednak czy Jason nie będzie miał nam za złe, że wtrącamy się w jego życie?-
zapytał retorycznie.- W końcu zawsze może chodzić o problemy z jakąś kobietą, to dość osobista sprawa.
- Przecież nie chcemy nic złego, tylko pewności, że u niego wszystko w porządku- powiedziałem.- Równie dobrze, może chodzić o Katie, w końcu z tego co słyszałem już od Caroline byli kiedyś razem. Wiesz, może teraz kiedy znów mieli ze sobą tyle do czynienia coś ponownie zaiskrzyło i dlatego Jason nie wie co ma z nią zrobić i się miota.
- Jednak nie jestem pewny czy wysyłanie na przeszpiegi Caroline, to najlepszy pomysł- ja byłem jednak pewny, że to jedyna opcja jaką mamy.
- Porozmawiam z nią i wspólnie coś wymyślimy.
_____________________________________________
W sumie jestem zadowolona, że jeszcze jeden rozdział i koniec:)

1 komentarz:

  1. Dobrze,że Cessy już chodzii na bank Jonson zakochał się w Carolinne ciekawe jak przebiegnie operacja,którą Carolinne przeprowadzi też bym się wkurzyła za taki żart Klausa poozdrawiam

    OdpowiedzUsuń