niedziela, 12 października 2014

Rozdział szósty

- Caroline, powiedz czy coś się stało?- zapytał Tyler, kiedy kilka godzin później siedziałam już przy swoim biurku.- Wszystko dzisiaj leci ci z rąk i jesteś jakaś dziwnie nieobecna.
- Nie Ty, wszystko w porządku, mam zwyczajnie gorszy dzień- odpowiedziałam. Tak naprawdę nie mogłam się otrząsnąć po spotkaniu z Mikaelsonem. Dlaczego ze wszystkich osób na świecie musiałam spotkać akurat jego? Co on właściwie robi w Los Angeles? Zapomniałam, że jest aktorem, no tak możemy się teraz spotkać w każdym momencie. Chyba powinnam się pożegnać z moją pracą. Eweline jest przyjaciółką rodziny i na pewno jeżeli Niklaus ją poprosi, zwolni mnie bez mrugnięcia okiem.
- Ziemia do Caroline- Tyler pomachał mi ręką przed twarzą.- Szefowa, prosiła żebyś do niej przyszła- no tak mogę już pakować swoje rzeczy.
- W takim razie pójdę do niej- odparłam.- Nie chce żeby na mnie czekała- po pięciu minutach siedziałam już na fotelu przed Eweline.- Wiem, że dzisiaj nie spisuje się najlepiej, ale obiecuje, że jutro wszystko będzie jak zawsze- powiedziałam.
- Wiem o twoim dzisiejszym spotkaniu z Niklausem- powiedziała, no tak mogłam się spodziewać, że on do niej zadzwoni.- Był tutaj parę minut temu, zgadujesz chyba, że chciał żebym cie zwolniła. Przedstawił mi również swoją wersję wydarzeń z przed roku, w której można powiedzieć, że jesteś potworem- nie spodziewałam się niczego innego.
- Eweline, kiedy przyjmowałeś mnie do pracy wiedziałaś co się wydarzyło w Nowym Jorku- powiedziałam.- Mam nadzieję, że wierzysz w to co powiedział Elijah. Jednak jeżeli chcesz mnie zwolnić po prostu m powiedz bez owijania w bawełnę- poprosiłam.
- Caroline, jesteś dla mnie nieoceniona- powiedziała.- Dzieciaki cie lubią, rozumiesz je do tego jeszcze masz doświadczenie jako lekarz- typowe wyliczanie zalet.- Wiesz również, że przyjaźń rodziny Mikaelsonów jest dla mnie cenna, jednak nie pozwolę żeby rozkapryszony Klaus decydował o tym kogo mam zatrudniać- wytrzeszczyłam na nią oczy.
- Byłam przekonana, że wręczysz mi wymówienie- powiedziałam.- Jesteś cudowna, jednak musisz sobie zdawać sprawę, że on tak łatwo nie odpuści, kiedy spotkałam go dzisiaj myślałam, może że mi wybaczył, ale jak widać nadal chowa urazę. Możesz przeze mnie mieć problemy- dodałam.
- Klaus, usiłuje narzucać wszystkim swoją wolę- powiedziała.- Nie zapominaj, że ja mam jednak swoje lata, swój rozum i potrafię racjonalnie myśleć. Uwierz mi jeżeli ten chłopak wreszcie się nie ogarnie i nadal będzie cie prześladował, wezwę Esther to jej wychowanie spowodowało, że uważa się za pępek świata.
- Dobrze wiedzieć, że tutaj również mam sprzymierzeńców- uśmiechnęłam się, czując, że w tej chwili jestem w stanie góry przenosić.
- Będziemy o ciebie walczyć jak dzikie lwy- roześmiałyśmy się.- Teraz pora wracać do swoich obowiązków.

***

Byłam taka szczęśliwa, chociaż jedną potyczkę wygrałam ja. Teraz jesteśmy równi sobie Caroline Forbes przeciwko Niklaus Mikaelson jeden do jednego. Wiem, że to najbardziej dziecinna rzecz na ziemi, ale miałam ochotę jakoś mu dokopać, za to że zrujnował moje poukładane życie.
- Caroline, ktoś do ciebie- zajrzała do pokoju Katie.- Można powiedzieć, że większa grupa wsparcia- uśmiechnęła się tajemniczo. Wstałam z łóżka i wyszłam do salonu.
- Niespodzianka!- ogłuszył mnie niemiłosierny wrzask. Nie mogłam uwierzyć, przy drzwiach z wypisanymi na twarzach uśmiechami, stali Elijah, Elena, Bonnie i Jason.
- Co wy tutaj robicie?- zapytałam, a w oczach stanęły mi łzy szczęścia. Rzuciłam się w ramiona dziewczyn.- Tak się cieszę, tęskniłam jak nie wiem co, nawet nie potrafię tego określić- szlochałam w rękaw Bonnie.
- A nie mówiłem- zauważył Elijah.- Ona tylko udawała twardzielkę, żeby nas zmylić. Naprawdę nas potrzebuje- uściskałam go, mój anioł chyba ma jakiś radar, skoro zjawia się teraz, kiedy w okolicy czai się Niklaus.
- Dobrze, dobrze nie mazgaj się już- powiedział Jason.- Owszem długo się nie widzieliśmy, ale przecież zawsze mogłaś powiedzieć, że tęsknisz to pojawilibyśmy się o wiele wcześniej.
- Nie chciałam was fatygować- odparłam pociągając nosem.- Przecież macie swoje własne sprawy na głowie, a to że ja momentami się załamuje nie znaczy, że macie wszystko rzucać.
- Caroline, przecież jesteśmy jak rodzina- powiedziała Elena.- Wystarczyłoby jedno słowo, a choćby nie wiem co przyjechałybyśmy do ciebie z Bonnie.
- Miałam jeszcze Katie i Vanessę- zauważyłam przypominając sobie o dziewczynach.- Jednak to co mówiłam jest szczerą prawdą, jestem tutaj szczęśliwa, tylko że dzisiaj znów pojawił się...- nie wiedziałam czy im o tym mówić.
- Dzisiaj znów spotkałaś Niklausa- dokończył za mnie Elijah.- Wiedziałem, że prędzej czy później on znów pojawi się w twoim życiu. Nie patrz tak- powiedział, widząc moje zdziwione spojrzenie.- Mój brat spędza w tym mieście większość swojego czasu, a ja zdawałem sobie sprawę, że to dość ryzykowne posunięcie wysłać cie tutaj. Jednak pomyślałem, że najciemniej jest zawsze pod latarnią, jak to mówią, a nawet jeśli już na siebie wpadniecie, tak jak dzisiaj, to jemu już dawno przejdzie chęć odwetu i zostawi cie w spokoju- to był naprawdę przemyślany plan, jednak w moim przypadku nie zadziałał.
- Caroline, przecież powiedziałaś, że twoja szefowa również zaoferowała pomoc- wtrąciła Vanessa.
- W sumie masz racje- powiedziałam.- Jednak nic nie poradzę, że mimo wszystko się denerwuje. Zawsze gdy w pobliżu znajduje się Niklaus Mikaelson mam duże kłopoty.
- Nie ma co się martwić na zapas- powiedział Jason.- Rozmawiałem z Klausem i za kilka dni mamy się spotkać na męskim wieczorze, może wtedy coś od niego wyciągnę. Teraz wybaczcie, ale jestem potwornie zmęczony i wolałbym już jechać do domu- wszyscy się z nim zgodzili. On z Elijah'ą pojechali wspólnie, a Elena i Bonnie zostały z nami. Wreszcie kiedy mogłam sama położyć się do łóżka, czułam się naprawdę szczęśliwa.

***

Następnego dnia:

- Co teraz z nimi będzie?- zapytałam nie mogąc uwierzyć w to co przed chwilą przekazała mi Eweline.
- Potrzebują domu od zaraz- odpowiedziała.- Moja fundacja nie jest w stanie opłacić tak wyczerpujących leczeń, a do tego teraz kilku moich najważniejszych inwestorów wycofuje się.
- Przecież nie możemy wyrzucić Oskara i Kasandry na bróg- oburzyłam się.- To tylko małe, niczemu niewinne dzieci, nie możesz na to pozwolić, Eweline!- ze złości, podniosłam na nią głos.
- Myślisz, że nie robię co mogę?- zapytała retorycznie.- Te dzieciaki to całe moje życie, wsadziłam w fundacje wszystko co mogłam, a przede wszystkim serce, ale jeżeli w przeciągu miesiąca nie znajdę dla nich odpowiedniego domu, zabierze je opieka społeczna, a możesz sobie wyobrazić co się z nimi stanie później- powiedziała z rezygnacją.
- Powiedziałaś odpowiedniego domu- zamyśliłam się.- Eweline, a co jeśli to ja starałabym się o adopcję?- zapytałam.- W końcu jestem chyba odpowiednią osobą. Znam się na medycynie, wiem czego dzieciaki potrzebują i jak miałabym się zachować w krytycznej sytuacji.
- Caroline, w innej sytuacji powiedziałabym, że to wspaniałe rozwiązanie- odparła.- Ale nie zapominaj, że ich leczenie pochłania niebotyczne kwoty pieniędzy, nie obraź się, ale przecież ty ich nie masz.
- Wiem- powiedziałam.- Ale chce chociaż spróbować, przecież pieniądze zawsze można jakoś znaleźć, a miłości się nie kupi.
- Masz racje, zobaczę co da się zrobić- uśmiechnęła się.

***

Kilka dni później:

- Niklaus, doskonale wiem, że coś knujesz- powiedziałem kiedy razem z nim i Jasonem, siedzieliśmy już przy czwartej szklaneczce Burbona.
- Elijah, bracie mój zdecydowanie za dużo myślisz- odpowiedział, z chytrym uśmieszkiem.- Popatrz tylko, ile tutaj pięknych dziewcząt- machnął ręką.- Poderwij, którąś i zabaw się, no chyba że właśnie dlatego tak martwisz się o Caroline, może wolałbyś żeby to ona była twoją panienką.
- Klaus, posuwasz się zdecydowanie za daleko- wtrącił się Jason.
- Patrzcie, kolejny brytan się znalazł- roześmiał się.- Tylko pamiętajcie, nie pobijcie się o tą dziewczynę.
- Caroline, wystarczająco dużo się od ciebie wycierpiała- powiedziałem.- Nie uważasz, że powinieneś już z tym skończyć? Pamiętaj, że jeżeli znów coś kombinujesz, żeby ją pogrążyć postaram się ci w tym przeszkodzić.
- Nie martw się braciszku, tej małej księżniczce nic z mojej strony nie grozi- powiedział z uśmiechem.- Przecież nie gryzę- miałem tego wieczoru serdecznie dość.
- Dla mnie to już koniec imprezy- powiedziałem, wstając.- Jason, idziesz ze mną?- pokiwał głową.- Ty, także powinieneś pójść do domu- dodałem i razem z Miltonem skierowaliśmy się do wyjścia.
- Nawet nie wiesz braciszku, jaką niespodziankę szykuje dla naszej kochanej Caroline Forbes- powiedział Klaus, jednak my nie mogliśmy już tego usłyszeć.
________________________________________________
Rozdział po bardzo wielu bólach został skończony. Nie jestem z niego zadowolona i przepraszam. Jednak ostatnio wiele się u mnie działo i chyba trochę moje problemy zdrowotne zadziałały również na to, że kiepsko mi rozdziały wychodzą. No nic ocenę zostawiam wam. PRZEPRASZAM ZA EWENTUALNE BŁĘDY.


5 komentarzy:

  1. To świetny pomysł żeby Carolinne adoptowała dzieciaki uwielbiam szefową Carolinne super niespodzanka cieszę się,że dzewczyny przyjechały czekam na Ester rozdzał super pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam tego bloga cieszę się z jego kontynuacji
    Co do rozdziału genialny bardzo mi się podoba :-)
    Czekam na nowy ;-***

    OdpowiedzUsuń
  3. kiedy można spodzewać się rozdzału na blogu z historią Klausa mam nadzeję,że drugi sezon tche orginals natchnie cię weną pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się, że nareszcie pojawiła się nowa notka. Nie moglam się doczekać jak się ta historia rozwinie. Rozdział świetny ale Klaus to dla mnie w twoim opowiadaniu wstrętny, dwulicowy dupek (za przeproszeniem). Za to uwielbiam u Cb Elijah. Jest taki kochany ale nie będę się rozpisywać wiesz, że cię kocham ;) Twoja Sambora <3 Ps. Błędów nie widziałam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. tszymam kciuki za twoją wenę czekam na 7my rozdzał

    OdpowiedzUsuń