czwartek, 12 czerwca 2014

Rozdział drugi

Już następnego dnia wiedziałam, że coś się święci. Annika poinformowała mnie, że szef chce się ze mną zobaczyć kiedy tylko przyjdę do pracy. Wiedziałam, że chodzi o wczoraj i o Niklausa. Zrezygnowana skierowałam się do gabinetu ordynatora. Zapukałam i po krótkim "proszę" weszłam.
- Chciał się pan ze mną widzieć, panie ordynatorze?- zapytałam, powoli podchodząc do jego biurka.
- Siadaj, Caroline- wskazał mi krzesło.- Jak się zapewne domyślasz, chodzi o wczorajszy dzień. Dokładnie o operacje pani Mikaelson- skinęłam tylko lekko głową.- Przyszedł do mnie Niklaus Mikaelson i powiedział, że popełniłaś błąd w skutek, którego zmarła jego żona. Chciałbym, abyś opowiedziała mi swoją wersję wydarzeń- spojrzał na mnie wyczekująco.
- Panie ordynatorze, ja nie mam sobie nic do zarzucenia- powiedziałam.- Zrobiłam wszystko jak należy, dokładnie tak jak zawsze. Owszem wczoraj Niklaus Mikaelson, również oskarżał mnie o zaniedbanie i zagroził, że zrujnuje mi karierę, ale myślałam, że jest po prostu zdruzgotany śmiercią żony. Nie spodziewałam się, że już dzisiaj się tutaj pojawi- to było wierutne kłamstwo.
- Niestety, wiesz że bardzo cie szanuje i uważam, że jesteś świetnym chirurgiem, ale Niklaus jest wpływowym człowiekiem i zagroził nam procesem- przerwał na chwilę.- Sama rozumiesz, nie mogę pozwolić żeby zrujnował szpital- właśnie straciłam prace.- Będzie śledztwo w tej sprawie i do jego zakończenia jestem zobowiązany zawiesić cie w obowiązkach.
- Rozumiem, że mam natychmiast opuścić szpital?- pokiwał twierdząco głową.- Do zobaczenia, panie ordynatorze- wstałam i ruszyłam do drzwi.- Będę informowana o wynikach śledztwa?
- Tego możesz być pewna, Caroline- podziękowałam i wyszłam.

***

- Powinnam zacząć szukać nowej pracy- powiedziałam do dziewczyn kiedy wpadły w odwiedziny.- Mogę się założyć, że nie ma szansy na mój powrót do szpitala.
- Caroline, nie możesz być taką pesymistką- odparła Elena.- Mikaelsonowie, owszem są zamożni, ale nie wierze żeby Niklaus był zdolny do zrujnowania całego szpitala- przerwała na chwilę.- Nie jest, aż tak bezdusznym człowiekiem.
- Rozumiemy, że jest ci teraz ciężko, Caroline ale przecież nie zrobiłaś niczego złego- dodała Bonnie.- Wszystko dobrze się ułoży, zobaczysz- jak by na przekór jej słowom, usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć, to listonosz przyniósł bardzo urzędowo wyglądający list. Wróciłam do salonu, usiadłam i zaczęłam czytać.

Szanowna Pani Caroline Forbes,

Uprzejmie powiadamiam, iż jest Pani proszona o spotkanie z moim klientem Niklausem Mikaelsonem. Jak zapewne może się Pani domyśleć owo spotkanie będzie dotyczyło przeprowadzonej przez panią operacji. Nie jestem jednak upoważniony do udzielenia Pani szczegółowych informacji. Jeżeli wyrazi Pani zgodę na spotkanie proszę się ze mną skontaktować w mojej kancelarii, adres znajduje się na kopercie. Osobiście radziłbym, żeby spotkała się Pani z moim klientem.
Z wyrazami szacunku adwokat Dr. Jason Milton

- Zbyt dużo to on nie napisał- powiedziała Bonnie.- Pokarz no, tą jego kancelarie-wyrwała mi kopertę z dłoni i aż gwizdnęła.- Słuchajcie dziewczyny, czy wy wiecie kim jest ten adwokat?- obie pokiwałyśmy głowami.- On prowadzi Kancelarię Milton to jedna z najlepszych w całym kraju- nagle zerwała się, chwyciła mojego laptopa i weszła do internetu.
- Jeżeli sądzić po nazwisku, musi być jej właścicielem- wtrąciła Elena.- Jednak to wcale nie musi oznaczać problemów, może ten Niklaus chce się dogadać, przeprosić czy coś- spojrzała na mnie pocieszająco.- Poza tym wcale nie musisz się na nic zgadzać.
- Caroline, lepiej zrobisz spotykając się z Mikaelsonem-odparła Bonnie.- Spójrzcie na to- pokazała zdjęcie dwóch starszych panów.- To Stephen Milton i Mikael Mikaelson, ojciec Niklausa. Byli najlepszymi przyjaciółmi i zapomniałam o małym drobiazgu wspólnie prowadzili swoją kancelarie Milton&Mikaelson.
- To tylko oznacza, że mogą mnie zmiażdżyć, kiwając jednym palcem- powiedziałam zrezygnowana.- Jednak może są milionerami, ale ja nie pozwolę żeby ingerowali w moje życie. Spotkam się z nim- dziewczyny pokiwał przytakująco głowami.

***

- Dzień dobry, panno Forbes- przywitał mnie młody, miło wyglądający mężczyzna.- Nazywam się Jason Milton, mój klient czeka w sali konferencyjnej- wskazał mi drogę.
- Mnie również jest miło, szkoda że spotykamy się w takich okolicznościach- odpowiedziałam.- W jakim humorze jest dzisiaj pana przyjaciel?- zapytałam nie mogąc się powstrzymać. Minęło już pięć tygodni od śmierci Rebeki Mikaelson i miałam nadzieję, że Niklaus już trochę ochłonął.
- Mój przyjaciel?- zapytał zdziwiony.- Widzę, że dotarła już pani do wiadomości o naszych rodzinach- uśmiechnął się.- Jednak proszę pamiętać, że dla mnie największą wartość ma moja etyka zawodowa.
Weszliśmy do sali, w której na samym końcu wielkiego stołu, siedział Niklaus z bardzo poważną miną, która nie wróżyła nic dobrego. Jednak będę miała duże kłopoty. 
- Dzień dobry, panno Forbes- powiedział.- Zechce pani usiąść- wskazał miejsce po swojej prawej stronie. Spokojnie podeszłam i przysiadłam na brzegu krzesła.- Jason- o mój Boże jaki on władczy.
- Skoro jesteśmy już w komplecie, może przejdę od razu do rzeczy- powiedział po dłuższej chwili.- Chce żeby pani wiedziała, że to spotkanie jest wyrazem mojej dobrej woli- co on chce przez to powiedzieć.- Daje pani czas na przygotowanie się do procesu, który zapewne dojdzie do skutku, kiedy tylko wpłynie pozew do sądu.
- Jakiego procesu? Jakiego sądu?- zapytałam oszołomiona.
- Niech pani nie udaje głupiej- odpowiedział.- Oboje zdawaliśmy sobie sprawę, że do tego dojdzie. Oboje również wiemy, że moja żona nie żyje z pani winy. Osobiście chce żeby została pani wymierzona sprawiedliwość- dodał ze spokojem.
- Ja... Niczego złego nie zrobiłam- wyjąkałam.- Pańska żona zmarła na skutek obrażeń odniesionych w wypadku samochodowym.
- Może sobie pani mówić co chce- powiedział.- Będziesz się tłumaczyła przed sądem. Spotkanie zakończone- wstałam i już chciałam wyjść, ale odwróciłam się i powiedziałam.
- Niech się pan nie spodziewa, że ucieknę z krzykiem, bo jest pan bogaty. Zrobiłam wszystko co w mojej mocy, żeby uratować życie pańskiej żony!- wrzasnęłam.- Dla mnie najważniejsze jest ratowanie ludzkiego życia. Do widzenia.- trzasnęłam drzwiami.
___________________________________________
Wiem, wiem masakra. Mam zastój weny. No cóż komentujcie. Do napisania:)

4 komentarze:

  1. Genialne ! No, no.. ale się porobiło. Biedna Caroline :c Uhu.. ale będzie się działo ! Dalej nie mogę się przyzwyczaić że Rebekah jest/była żoną Klausa. Kocham cię za te twoje pomysły ! Jaka masakra?! Żartujesz ! To jest świetne ! Jednak moim zdaniem, wena cię nie opuszcza ani nie staje w miejscu ! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakim ty prawem uważasz to za masakre?! To jest świetne, cudowne!!! Zgadzam się z komem powyżej w relacjach Klaus-Rebekah. Jakoś dziwie mi sie o nich czyta, ale pomysłowość w tym wypadku wyszła ci świetnie. Spotkanie w kancelarii- krótkie i rzeczowe. ,,Daje pani czas na przygotowanie się do procesu..." ja się pytam gdzie negocjacje?próba wyjaśnienia? Biedna Caroline. Najpierw praca a teraz jeszcze proces w sądzie. Dobrze że się przynajmniej nie poddaje (co pokazuje ostatnia jej wypowiedz) Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i czekam oczywiście na to jak ta sytuacja się potoczy. Weny i na next czekam.

    P.S. Byle szybko bo nie mogę się doczekać ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wybacz, że dopiero teraz ale nie miałam nawet kiedy wejść wgl na komputer. Rozdział świetny, mam nadzieję że Caroline się wybroni. Klaus w tym opowiadaniu jest jak na razie chamem xD Czy to się zmieni?
    Pozdrawiam Sambora <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie za bardzo przepadam za Crolinne ale mnie zaciekawiłaś jestem mile zaskoczona Rebeka żoną Klausa cieszę się,że Elena wyszła za Damona pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń