środa, 20 maja 2015

Rozdział czternasty

- Mamo to straszne, dlaczego ten tydzień tak szybko minął?- zapytałam, przytulając mamę na pożegnanie. Nadszedł dzień naszego powrotu do Los Angeles.
- Córeczko, tak już jest, że wszystko co dobre szybko się kończy-odpowiedziała.- Jednak obiecuje, że razem z tatą odwiedzimy was niedługo, oczywiście jeżeli jesteśmy mile widziani- szybko spojrzała na Klausa.
- Mama doskonale wie, że możecie do nas przyjeżdżać kiedy tylko chcecie- odpowiedział, wpakowując walizki do bagażnika.- Nie chce was pospieszać, ale za dwie godziny mamy lot.
- Dobrze, dobrze Klaus, daj nam jeszcze dwie minutki- powiedziała moja mama.- Gdybyście mieszkali tutaj, nie musielibyśmy się teraz spieszyć- usłyszałam w jej głosie nutkę wyrzutu.
- Mamo, ja muszę jeszcze pożegnać tatę- przypomniałam jej. Wyściskaliśmy się wszyscy w ciągu kolejnego pół godziny. Nawet nie wiem kiedy, ale w jednej chwili staliśmy na lotnisku, później żegnaliśmy Esther, która chciała i zabrała dzieci do siebie, a w kolejnej ja i Klaus już delektowaliśmy się ciszą naszego domu.
- Klaus, nie powiesz mi, że w ostatnich dniach nie bawiłeś się dobrze- powiedziałam.- Widziałam, że uśmiech nie schodził Ci z twarzy.
- Masz racje, było wspaniale- odpowiedział.- Najzabawniejsi byli twoi rodzice- spojrzałam na niego pytająco.- Wiesz u mnie w domu wszystko chodziło jak w zegarku, tata był człowiekiem z reguły poważnym, a z resztą rodzice byli bardzo zapracowani i rzadko bywali w domu. Natomiast twoi są tacy, sam nie wiem, mama na przykład jest takim małym dyktatorem- uśmiechnął się.- A tata kiedy się z nią nie zgadza, podchodzi i ją całuje, to takie urocze, zazdroszczę im takich relacji w małżeństwie po tylu latach- wiedziałam, że Klaus mówi teraz o naszym związku. Chociaż muszę przyznać, że przez ostatnich kilka dni zachowywaliśmy się jak prawdziwe, wzorowe małżeństwo. Moje przemyślenia przerwał głos Klausa, dopiero teraz zorientowałam się, że on cały czas coś mówi.
- Chyba nadeszła najwyższa pora, żebym opowiedział Ci o moim związku z Rebeką- usłyszałam.- Masz jeszcze na to siły, zrozumiem jeżeli nie będziesz miała już dzisiaj na to ochoty.
- Klaus, oczywiście, że Cie wysłucham- powiedziałam szybko, jednocześnie wiedząc co chce mi powiedzieć, byłam przekonana, że czeka mnie wysłuchanie opowieści Esther z pierwszej ręki.
- Rebekah, była moją pierwszą miłością- zaczął.- Poznaliśmy się na kursie malarstwa. W ciągu pół roku byliśmy zaręczeni, a w ciągu kolejnych dwóch miesięcy wzięliśmy ślub. Początkowo wspaniale się nam układało, jednak z czasem oboje byliśmy bardziej zajęci swoimi karierami, aniżeli związkiem. I wtedy pojawił się on, Marcel Gerard, mój przyjaciel, późniejszy kochanek mojej żony. Pamiętasz, że ona w chwili śmierci była w ciąży?- pokiwałam głową, doskonale pamiętam te wyrzuty sumienia, które za każdym razem kiedy przypominałam sobie o tym maleństwie, stawały się jeszcze dotkliwsze.- To nie było moje dziecko, tak naprawdę moje małżeństwo nie istniało już od dwóch lat przed jej śmiercią. Dopiero po jakimś czasie sobie to uświadomiłem- powiedział.- Wtedy postanowiłem, że muszę Ci to wynagrodzić. Dlatego zaproponowałem to małżeństwo, postanowiłem dać Ci prawdziwą rodzinę, a sobie szansę na odzyskanie spokoju ducha, przepraszam, że Cie zanudzam- powiedział, widząc moje ziewnięcie.- Powinnaś się już położyć, to był bardzo długi dzień.
- Przepraszam, nie chciałam- powiedziałam, zasłaniając usta dłonią.- Idziesz ze mną?- zapytałam podnosząc się z fotela.
- Myślałem, że w domu funkcjonujemy na starych zasadach- wyglądał na szczerze zdziwionego.
- Będzie mi Ciebie za bardzo brakowało- powiedziałam.- Twoje chrapanie jest uspokajające.
- Ja nie chrapie, ty mała oszustko- odpowiedział z udawanym oburzeniem.- W takim razie nie mogę pozwolić, żeby moja żona źle spała- chwyciłam go za rękę i razem poszliśmy na górę.

Następnego dnia:

- Caroline, nareszcie wróciłaś!- zawołał Tyler, kiedy weszłam do biura.
- Nie wróciłam na stałe- odpowiedziałam.- Jestem tutaj tylko na moment, ponieważ moja teściowa jeszcze na kilka dni, zabrała dzieciaki do siebie, a ja muszę skontrolować stan naszych podopiecznych, tych którzy byli chorzy w zeszłym tygodniu. Powiedź co tam słychać?- zapytałam.
- Pracy jest całe mnóstwo, a rąk zdecydowanie za mało- powiedział.- Jednak to ty, powinnaś opowiedzieć co u Ciebie?- zapytał.- W końcu to ty wyszłaś za mąż i zostałaś matką- dziwnie się czułam, widząc jak na mnie patrzy.- Mam nadzieję, że życie z Niklausem Mikaelsonem jest znośne.
- Dogadujemy się- odparłam, nie wiedząc co jeszcze dodać. Przed tą całą sprawą z Klausem, liczyłam, że może uda mi się coś poważnego stworzyć z Tylerem, ale później wszystko wywróciło się do góry nogami, a od tej pory nie mieliśmy nawet czasu o tym porozmawiać.
- Życzę Ci jak najlepiej, zasłużyłaś na to, żeby być szczęśliwą- odpowiedział.
- Tyler ja...- nie dane mi było dokończyć, ponieważ usłyszeliśmy głos na korytarzu.
- Dzień dobry, jest tutaj ktoś?- to był kobiecy głos. Wyszłam i o mały włos się nie przewróciłam, ponieważ na korytarzu stał nie kto inny jak Leila Hamilton w towarzystwie jakiegoś ciemnoskórego mężczyzny.- Dzień dobry, szukam pani Eweline Evans.
- Niestety, pani dyrektor jest w tej chwili nieobecna- odpowiedziałam.- Czego sobie, pani życzy?
- Kim w takim razie, pani jest?- zapytała podejrzliwie.
- Caroline Forbes Mikaelson- odpowiedziałam, wyciągając do niej rękę.- A może na początek państwo również się przedstawią?- udawałam, że wcale nie wiem kim jest kobieta.
- Leila Hamilton, a to mój mąż Marcel Gerard- byłam w szoku.- Mikaelson? Jest pani żoną Niklausa Mikaelsona, czy to tylko zwykła zbieżność nazwisk?
- Owszem, jestem żoną Niklausa, pobraliśmy się jakiś czas temu- odpowiedziałam, upajając się kiepsko skrywanym zdziwieniem na ich twarzach.- Czego sobie, państwo życzą?- zapytałam ponownie.
- Musimy porozmawiać z Eweline- włączył się do rozmowy Marcel.- Chcielibyśmy wspólnie z żoną adoptować dziecko, to znaczy zastanawiamy się nad adopcją i mieliśmy nadzieję o tym porozmawiać- nie podobał mi się sposób w jaki na mnie patrzył.- Szkoda, że jej nie ma. Chwileczkę, z tego co pamiętam, pani oraz Niklaus w ostatnim czasie adoptowaliście dwójkę dzieci. Wie pani, było o tym głośno w mediach- dodał.
- Może w takim razie, pani mogłaby nam opowiedzieć, co trzeba zrobić, żeby móc starać się o dziecko?- zapytała kobieta.
- Niestety nie jestem upoważniona- odpowiedziałam.- Jednak radziłabym, aby państwo przyszli jutro, przed godziną dziesiątą. Wtedy moja szefowa ma odrobinę wolniejszy poranek, więc wszystko państwu na spokojnie wytłumaczy. Teraz państwo wybaczą, ale bardzo się spieszę- powiedziałam zbierając się do wyjścia.
- Proszę pozdrowić Niklausa, jesteśmy przyjaciółmi z dawnych czasów- powiedział Marcel.
- Dobrze, do widzenia- odpowiedziałam wychodząc.

***

Kilka godzin później:

- Mamo uważasz, że powinienem jej o wszystkim powiedzieć?- zapytałem, kiedy przyjechałem odebrać dzieci.- W końcu to już przeszłość, a wiesz jak wygląda sytuacja między nami, wszystko jest napięte jak struna.
- Synku, jeżeli chcesz zbudować jakąś przyszłość przy boku Caroline, powinieneś jej powiedzie ieć całą prawdę- odpowiedziała.- Myślę, że jest na tyle rozsądną kobietą, iż w pełni to zrozumie.
- Albo wyśle mnie na cztery wiatry- powiedziałem.- Do tego wszystkiego Leila i Marcel pojawili się w organizacji, w której pracuje Caroline, niby pod pretekstem, że chcą adoptować dziecko, ale ja w to nie wierzę, a żeby tego było mało Leila przedstawiła Marcela jako swojego męża, przecież to oczywiste, że to nie może być zbieg okoliczności- powiedziałem.- Zaczynam się denerwować, w końcu nie chce żeby Caroline, dowiedziała się wszystkiego od Marcela, zamiast ode mnie- czułem się lepiej dzięki tej rozmowie.
- Rozumiem synku- odpowiedziała.- Jednak nie zapominaj, jeżeli Caroline dowie się wszystkiego od kogoś innego, nigdy Ci tego nie wybaczy.
- Boje się, że ona ode mnie odejdzie- powiedziałem.-Na pewno zabrałaby ze sobą dzieci, a tego nie chce. Gotuje się na samą myśl, że teraz jestem na łasce Marcela, a do tego wszystkiego on ma w tej chwili wolną drogę do Caroline.
+ Przyznaj otwarcie, że boisz się, iż Caroline wpadnie w jego sidła , jak niegdyś Rebekah- powiedziała.- Boisz się, że zostaniesz ponownie zdradzony, a to w pełni zrozumiałe, nie musisz się wstydzić, że zależy Ci na waszej rodzinie.- spojrzała na mnie poważnie.
- Dobrze przyznaje...- naszą rozmowę przerwała Cassie.
- Tatusiu, tatusiu zapomnialam, że zalaz są moje ulodziny, pamietas?- zapytała.- Chce dostac ladny plezent- uśmiechnęła się w taki sposób, że serce mi topniało.
- Oczywiście kochanie, dostaniesz bardzo piękny prezent- powiedziałem z uśmiechem.- Razem z mamą planujemy coś specjalnego, ale musisz poczekać- dodałem szybko, widząc, że już otwiera usta.- To będzie niespodzianka.
- Dostanę kolejnego blaciszka?- zapytała z nadzieją.- Wolałabym siostsyczkę, żeby mieć się z kim bawić lalami.
- Nie to nie będzie ani braciszek ani siostrzyczka- mała się naburmuszyła.- Ale obiecuje, że to będzie coś wyjątkowego, wszyscy będą Ci zazdrościć- uśmiechnęła się, ucałowała mnie w policzek i wróciła do Oskara.
- Mamo umiesz organizować kinderbale?- zapytałem z nadzieją, roześmiała się.

***

- Jak rozumiesz zapomniałeś to ze mną skonsultować- powiedziałam, słysząc to co wymyślił Klaus.- Przecież urodziny Cassie są w przyszłym tygodniu, jak niby mam w takim czasie zorganizować wielki kinderbal?- zapytałam.
- Moja mama oraz Eweline już zapewniły, że we wszystkim Ci pomogą- powiedział.- Caroline, daj spokój trzeba byś spontanicznym. Poza tym wiesz co Cassie chciała dostać? Nową siostrzyczkę, żeby miała się z kim bawić lalkami- otworzyłam usta ze zdziwienia.- Musiałem wymyślić coś lepszego- spojrzał na mnie sugestywnie.- Chociaż muszę przyznać, że to bardzo kusząca perspektywa- uśmiechnął się.- Tylko, że w naszej sytuacji to mało prawdopodobne, żeby udało nam się spłodzić dziecko, do tego w takim tępię.
- Klaus, przestań- szturchnęłam go w bok.- Cassie jest dopiero w wieku przedszkolnym i jak jej to wytłumaczyć?- zapytałam.
- Ale co, że ludzie się kochają i mama rodzi dziecko?- wiedziałam, że się ze mną droczy.- Kochanie to jest wpisany w związek małżeński.
- Trójka dzieci w zupełności mi wystarczy- powiedziałam.- A skoro już o tym mówimy, tak na poważnie, chciałbyś mieć więcej dzieci?- zapytałam.
- Oczywiście, że tak- odpowiedział szybko.- Mógłbym adoptować całą fundacje Eweline- nie wiedziałam, że on ma taki instynkt.- A ty nie chciałabyś? 
- Nie wiem- odpowiedziałam.- Jeszcze o tym nie myślałam.
- Nie jesteś już taka młoda, to ostatni dzwonek, żeby zdecydować czy chcesz rodzić- powiedział z uśmiechem.
- No wiesz co- naburmuszyłam się.- Takimi gadkami to ty mnie nie uwiedziesz- jednocześnie sama zaczęłam się śmiać.- Z resztą, przygadał kocioł garnkowi, sam jesteś po trzydziestce, ja mam dwadzieścia osiem lat.
- A co chcesz być matką czy raczej babcią?- spiorunowałam go wzrokiem.- Dobrze, dobrze przepraszam to było bardzo dziecinne, masz racje kochanie- uśmiechnął się w taki sposób, że zmiękły mi kolana.
- Nie powiedziałam nic na ten temat- odparłam.- Chociaż muszę przyznać, masz całkowitą racje, czasami zachowujesz się jak mały chłopiec.
- Teraz chyba powinienem się obrazić- odparł.- Jednak jestem bardzo ciekawy co tam słychać u Ciebie w pracy?- zapytał.
- Wiesz, że Eweline dzisiaj nie było, więc tylko sprawdziłam ogólny stan dzieciaków, porozmawiałam z Tylerem, a później- przerwałam.- Później przyszli Leila z Marcelem, tak jak już Ci mówiłam- nie wiedziałam co teraz właściwie dodać.- Wszystko w porządku?- zapytałam, że wyraz twarzy Klausa się zmienia.
- Tak, ja tylko...- przerwał.- Caroline, chciałbym Ci o czymś powiedzieć...- spojrzałam na niego wyczekująco.- Nie, nieważne chciałbym tylko, żebyś trzymała się z daleka od Leili Hamilton i Marcela Gerarda, a już szczególnie od niego.
- Klaus, nie musisz się niczym martwić- odpowiedziałam.- Nie jest w moim typie- uśmiechnęłam się - Nie rozmawiajmy o tym, z naszej umowy wynika, że ktoś w tym pomieszczeniu miał mnie uwodzić, a ja miałam na to pozwalać- widząc, że to nie poprawia mu humoru, bez ostrzeżenia zaczęłam całować go po karku.- Ktoś chyba robi to specjalnie, ponieważ od zwykłej rozmowy, przeszliśmy do bardziej intymnej sytuacji. Ale powiem Ci, że o wiele bardziej lubię mieć kontrole- dodałam.- Nawet się nie waż- ostrzegłam, kiedy Klaus złapał mnie za kark.- To ja teraz rządzę, zapomniałeś?- usiadłam mu na kolanach. Już dawno o tym myślałam, ale nie miałam odwagi o tym porozmawiać.- Klaus, zabierz mnie do sypialni- powiedziałam między pocałunkami. 
Tej nocy staliśmy się prawdziwym małżeństwem.



4 komentarze:

  1. Cessie mnie rozbawiła z śiostrzyczką ciekawe co knuje Marcel podoba mi się przejmująca inicjatywę Carolinne spodobało mi się zdziwienie tej dwójki kiedy Carolinne się przedstawiła a to nawiązanie do starych czasów mnie zdenerwowało pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. hahah Cassie najlepsza ! :D Może niedługo zobaczymy małą Caroline albo małego Klausa co ? Czekam na to :D
    Zastanawiam się co takiego Klaus chciał powiedzieć Caroline, co to za tajemnica?
    Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział ! Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Wreszcie nowy rozdział :D I ostatnia scena aww ^^ <3
    z niecierpliwością czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział też mnie zastanawia co to za sekret Klausa czuje ,że to coś mocnego i trochę się boję co wymyśliłaś hah;d A tak poza tym to fajnie ,że Caroline się przełamała i ta ostatnia scena no no ;p Czekam niecierpliwie na next ;)

    OdpowiedzUsuń