sobota, 3 października 2015

Rozdział dwudziesty

Tydzień później:

- Córeczko, zobaczysz wszystko będzie dobrze, jak tylko będziemy mogli, zaczniemy rehabilitację i ponownie zaczniesz chodzić.
- Mamusiu, ja nie maltwie się o sobie- powiedziała.- Czy Oskal juz się obudził? Chcialabym, zeby do mnie pzysedl, albo zeby pan doktol pozwolił mi go zobacyc.
- Oskar, niedługo się obudzi i będziecie mogli się zobaczyć- powiedziałam, podnosząc jej poduszki.- Nie musisz się tym martwić, na co masz teraz ochotę?- zapytałam chcąc odciągnąć jej myśli od Oskara.
- Kiedy bede mogla wlócić do domu?- zapytała. Chcialabym pobawić się moimi lalami.
- Tata obiecał, że przywiezie dzisiaj twoją Kristy- powiedziałam.- Pan doktor, powiedział że w przyszłym tygodniu będziesz mogła wrócić z nami do domu.
- Jak się dzisiaj mają moje dwie kobiety?- do sali wszedł Klaus.- Momencik miałem coś dla młodszej- zaczął mozolnie przeszukiwać torbę.- Jest tutaj pewna lalka, która bardzo chciała spotkać się z naszą małą księżniczką- twarz Cassie, aż promieniała, kiedy zobaczyła swoją ulubioną zabawkę.- Caroline, możemy porozmawiać na zewnątrz?- upewniłam się, że z małą wszystko w porządku i wyszłam za Klausem.
- Nie wyglądasz za dobrze, coś się stało?
- Nie, nic złego. Spotkałem lekarza, powiadomił mnie, że dzisiaj będą wybudzać Oskara. Powiedział, że wszystkie rokowania wskazują, iż nie doznał żadnych uszkodzeń mózgu, więc możemy być spokojni.
- To chyba dobra wiadomość, co? Dlaczego w takim razie wyglądasz, jakby stało się coś strasznego?
- Kochanie, to był naprawdę bardzo ciężki tydzień, więc chyba nic dziwnego, że nie wyglądam kwitnąco. Lepiej powiedz jak wy się czujecie?- pogładził mnie po brzuchu.
- Nic nam nie jest. Klaus, obiecaj, że nie zrobisz nic głupiego. Potrzebujemy cie i nic nie może się wydarzyć Dopiero co zakończyło się to całe szaleństwo ze śmiercią Laili Hamilton, nie wiem czy zdołam wytrzymać jeszcze więcej.
- Niczym się nie przejmuj- pocałował mnie.- Będę przy tobie w całym tym szaleństwie.
- Proszę państwa, wybudzamy małego Oskara, pomyśleliśmy, że chcieliby państwo przy tym być.
- Oczywiście, że chcemy to zobaczyć- uśmiechnęłam się.-
Poprowadzono nas pod salę, w której leżał nasz chłopiec i lekarz kazał nam zaczekać. Powiedział, że zostaniemy poproszeni w odpowiednim momencie. To było najgorsze pół godziny w naszym życiu. Jednak doktor Morales wreszcie wyszedł i poprosił nas na salę.
- Musimy jeszcze poczekać, chłopiec owszem zaczął wykazywać już oznaki wybudzenia, jednak środki są na tyle silne, że musimy mu dać trochę więcej czasu.
- Czy wszystko z nim w porządku? Jakie są rokowania?
- Spokojnie, wszystkiego będziemy pewni dopiero, kiedy na dobre się wybudzi. Jednak z wszystkich badań, które przeprowadziliśmy wynika, że chłopiec jest w dobrym stanie. Proszę się nie martwić na zapas- uśmiechnął się.- Państwa synek jest bardzo silny i jestem pewien, że nic mu nie będzie.
- Dziękujemy panie doktorze. Mamy jeszcze jedno pytanie- spojrzał na nas z zaciekawieniem.- Jak mamy z nim rozmawiać o tym co się stało?
- Najzwyczajniej w świecie. Proszę mu powiedzieć o wypadku i o tym, że dłużej spał, jednak teraz, kiedy już się wyprowadził, poczuje się lepiej i niebawem wrócicie do domu. Oczywiście na pewno będzie trochę otępiały i zdezorientowany, ale to zupełnie normalne, naprawdę nie ma powodów do niepokoju. Idę teraz na obchód. Wrócę za pół godziny, wtedy chłopiec powinien być już całkiem wybudzony- odszedł, a my rzuciliśmy się do drzwi sali, w której leżał nasz synek. Wyglądał dokładnie tak, jak wtedy gdy odwiedziłam go rano. Jednak coś w nim tak jakby powoli się zmieniało, stawał się taki bardziej ruchliwy. Widać było, jak zaczynają drżeć mu ręce i powieki. Nagle je otworzył i spojrzał na nas zamglonym wzrokiem, kiedy to zrobił, aż podskoczyliśmy.
- Mama,tata gzie jestem?- wyszeptał.- Dlacego tu jestem? Dlacego tak patzycie?
- Syneczku,jesteś w szpitalu, mieliśmy wypadek. Tego dnia, po spotkaniu z ciocią Eleną, pamiętasz kochanie?
- To telaz mozemy iść do domu, wsystko ze mną dobze, dlacego tak patzycie? Mamo,ja chce piciu- praktycznie zerwałam się z krzesła, aż zakręciło mi się w głowie.
- Kochanie, ja to zrobię- wręczył mnie Klaus.- Ty lepiej usiądź, zbladłaś- posłusznie usiadłam na krześle. Robiło mi się coraz bardziej niedobrze, mimo radości, która mnie ogarnęła po spojrzeniu na mojego, małego chłopca.
- Kochanie, zostań z Oskarem, ja nie czuję się najlepiej, muszę się położyć- bardzo delikatne podniosłam się z krzesła, pocałowałam Oskara i wyszłam na korytarz. Miałam wrażenie, że do mojej sali jest kilka kilometrów. Nagle poczułam ból w dolnej części brzucha i zobaczyłam na podłodze kałuże krwi.
- Pani Mikaelson, proszę natychmiast usiąść- poczułam, że ktoś sadza mnie na wózku i w tym momencie straciłam przytomność.

***

Caroline była na sali operacyjnej już od dwóch godzin, a do tej pory nikt jeszcze do mnie nie wyszedł. Myślałem, że za chwilę stracę rozum. Co kilka minut, zaglądałem do Kasandry i Oskara.
- Panie Mikaelson, Klaus- usłyszałem za sobą głos lekarza.- Udało nam się ustabilizować stan Caroline, wyprzedzając twoje pytanie,bliźniaki również przeżyły. Jednak, ciąża w dalszym ciągu jest zagrożona. Nie wiem czy pozwolić jej na wyjście ze szpitala.
- Mogę się z nią zobaczyć?
- Klaus, musisz wiedzieć, że to prawdziwy cud, że twoi bliscy przeżyli- przerwał.- Daj jej kilka godzin, wiem że to okrutne, ale zobaczysz się z żoną, kiedy już się obudzi.
- Dobrze, w takim razie ja w między czasie pójdę załatwić ważne sprawy. Doktorze, gdyby coś się działo cały czas jestem pod telefonem.

- Klaus, nawet nie waż się tego robić- powiedział Elijah.- To już przeszłość, miałeś do tego nie wracać.
- Braciszku, dzisiaj o mały włos ich nie straciłem! Caroline i bliźniaki o mały włos nie umarli, rozumiesz! Pora, żeby Marcel za to zapłacił i to na dobre, tak żeby już nikt nie musiał go oglądać!
- Czy ty rozumiesz co mówisz? Chcesz zlecić czyjeś zabójstwo?! Zwariowałeś?! Jestem adwokatem i nie mogę pozwolić ci na taką głupotę! Nic cie nie nauczyły kłopoty z przeszłości? Jeżeli Marcelowi spadnie chociaż włos z głowy, sam będę tym, który zawiadomi policję, zrozumiałeś? Nie zapominaj, że jesteś teraz głową rodziny, chcesz trafić do więzienia? Matka tym razem nie wyczyści twojej kartoteki, to nie są nastoletnie wybryki, tylko zlecenie zabójstwa!
- Elijah, on chciał zamordować moją rodzinę! Mam pozwolić, żeby mu to uszło na sucho? Życie za życie!
- Klaus, jeżeli to rzeczywiście on ma coś wspólnego z tym wypadkiem Caroline i dzieci, policja to ustali, a Marcel poniesie zasłużona karę, ale ty pomyśl o dzieciach. Chcesz żeby oglądały ojca za kratkami? Żebyś nie zobaczył maluchów tuż po narodzinach? Jeżeli naprawdę Ci na nich zależy, nie rób im takiej krzywdy.
-Masz rację braciszku, poniosły mnie emocje, nie potrafię zebrać myśli- zadzwonił mój telefon.- Elijah, jedziesz ze mną do szpitala? Caroline, się obudziła i domaga się, żebym do niej przyjechał.
- Oczywiście, również chce się z nią zobaczyć.
Minęło dwadzieścia minut i już byliśmy w szpitalu. Doktor Morales, pozwolił mi wejść do Caroline.
- Kochanie, czy dzieciom stało się coś złego?- zapytała od razu.- Lekarz mówił, że wszystko jest w porządku, jednak dlaczego w takim razie straciłam przytomność, no i skąd ta krew?
- Caroline, spokojnie. Dzieciom nic nie jest. Doktor Morales, uważa że w skutek ostatnich przeżyć, wystąpił krwotok i teraz powinnaś leżeć do końca ciąży. Zastanawia się czy nie lepiej byłoby gdybyś została w szpitalu.
- Mowy nie ma! Klaus, przecież będziemy musieli zabrać Cassie i Oskara do domu, nie poradzisz sobie sam.
- Dziękuję kochanie, że we mnie wierzysz- powiedziałem sarkastycznie.- Jak powiedziałem, lekarz dopiero się zastanawia. Nie powiedział jeszcze jak będzie.
- Nie zgodzę się na to, w żadnym wypadku Klaus, a jak się mają nasze dwa pozostałe dwa maluchy?
- Wszystko wskazuje na to, że Oskar czuje się bardzo dobrze, po przebudzeniu ze śpiączki, a Cassie już pytała, kiedy będzie mogła odwiedzić, zarówno ciebie jak i Oskara. Natomiast Elijah, już czeka w twojej kolejce. Masz ochotę się z nim zobaczyć? Czeka na korytarzu.
- Jasne, tak dawno mnie nie odwiedzał.
- Braciszku, możesz do niej wejść- powiedziałem do Elijah'y.- Ja za moment do was dołączę.

***

- Caroline, nawet nie wiesz jakiego stracha nam napędziłaś- powiedziałem.- Jak się czujesz? Wyglądasz dobrze.
- Jesteś niezwykle taktowany. Jednak muszę się przyznać, że nie jest tak źle. Elijah, gdzie jest Klaus? Byłam przekonana, że wejdzie z Tobą. Poszedł do dzieci?
- Klaus, powiedział że musi coś załatwić, ale za moment wróci- dyskretnie spojrzałem na zegarek.- Caroline, wyglądasz jakbyś koniecznie chciała o coś zapytać. O co chodzi?
- Obiecaj, że to co powiem zostanie między nami- pokiwałem głową.- Wydaje mi się, że Klaus coś przede mną ukrywa. Powiedz, wiesz coś o tym?
- Caroline, owszem Klaus ostatnio zachowuje się dość specyficznie, ale nie wydaje mi się, żeby coś ukrywał. Należy pamiętać, że na nim również odbija się to co was ostatnio spotkało.
- Zawsze go bronisz- zauważyła.- Nie winie cie, w końcu to twój brat. Nie oczekiwałam, że od razu wszystko mi wyśpiewasz, ale gdybyś coś wiedział, gdyby Klaus kombinował coś złego, proszę powiedz mi.
- Caroline, może i Klaus jest moim bratem, ale nigdy nie pozwoliłbym, żeby zrobił coś złego i wpakował się w kłopoty. Nie martw się, trzymam rękę na pulsie.
- Dziękuję, cudowny z ciebie człowiek. Możesz sprawdzić gdzie on się teraz podziewa, proszę?- miała taką minę, że nie mogłem nawet dyskutować.
Wyszedłem na korytarz, ale Klausa nigdzie nie było. Pielęgniarka powiedziała, że wyszedł ze szpitala. Chciałem do niego zadzwonić, ale w tym momencie usłyszałem brzęczenie telefonu.
- Elijah Mikaelson, słucham?- dzwonił mój przyjaciel z policji. To co miał mi do przekazywania było bardzo niepokojące. Z jego informacji wynikało, że Marcel Gerard został postrzelony w swoim domu przez nieznanych sprawców. Ślady wskazują na szamotaninę i po raz kolejny, ktoś wskazał Niklausa, ze względu na ich niedawną kłótnie. Stan Marcela był na tyle ciężki, że nie było pewności czy przeżyję, więc na ten moment nie mógł wskazać sprawcy. - Coś ty zrobił, Niklaus?- pomyślałem, dokładając telefon. Musiałem wezwać do pomocy Jasona.
______________________________________________
Jest rozdział, mam nadzieję, że się wam podoba. W poniedziałek mam pierwsze zajęcia na studiach i musicie być przygotowani, że rozdziały nie będą dodawane zbyt często, za co przepraszam:) KOMENTUJCIE...

2 komentarze:

  1. pocziwy Eliasch dobrze mieć takiego brata cieszę się z tego co spotkało Marcela ale Eliasch ma rację biedna Carolinne dobrze,że oscar wybudził się ze spiączki pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyżby to Klaus postrzelił Marcela ? Biedna Caroline. Elijah jak zwykle będzie wyciągał brata z kłopotów..Ogólnie świetny rozdział :D Czekam z niecierpliwością na następny. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń